Archiwum
23.11.2012

Gadzie to gadzie

Waldemar Kuligowski
Literatura

Martin Pollack, jeden z najcenniejszych literackich wierzchowców ze stajni Wydawnictwa Czarne, pisze na okładce tej książki: „Cyganów kojarzymy przede wszystkim z problemami socjalnymi i ekonomicznymi. Patrzymy na nich, jak na niezintegrowanych ze społeczeństwem outsiderów […]. Bardzo rzadko natomiast zauważamy w nich ludzi, współobywateli. Lidia Ostałowska opowiada o ludziach, o ich marzeniach, potrzebach i tragediach…”. Być może w duchu wygładzonego języka politycznej poprawności i multikulturalizmu należało tak właśnie napisać. Od razu jednak uprzedzam, że deklaracja Pollacka ma zaskakująco niewiele wspólnego z zawartością książki „Cygan to Cygan”. Lepiej pasowałaby do niej inna książka – recenzowałem ją „Czasie Kultury” (1/2009) – a mianowicie „Dym się rozwiewa” Jacka Milewskiego.

Lidia Ostałowska bowiem opisuje przede wszystkim tragedie. Cyganów ogradzanych murem w Czechach, poniżanych przez urzędników imigracyjnych w Dover, katowanych w bułgarskich więzieniach, masakrowanych przez słowackich skinów. W takich okolicznościach marzenia mogą być wyłącznie prozaiczne: Cyganie chcą mieć spokój. Nie wywołali dotąd żadnej wojny, nie mają ambicji utworzenia własnego państwa, nie formują nacjonalistycznych bojówek. Trwają na marginesach ekumeny i łakną przede wszystkim spokoju. Wszystko inne jest dodatkiem, który można – przy odrobinie sprytu – zorganizować.

„Więzienie z telefonem, kiedyś łańcuchy i dyby. Niewola lub banicja. Sznur. Obcinanie członków, uszu, nosa. Dzieci porywane od matek. Obcy, gadzie, zawsze robili Cyganom takie rzeczy. Być może koczownictwo było ucieczką przed prześladowaniem, wcale nie wolnym wyborem” (s. 129). 150 lat po odnotowaniu pierwszych grup cygańskich w Europie zaczynają się deportacje: z Bordeaux na Martynikę, z Lizbony do Brazylii i Angoli, z Kadyksu do Ameryki Południowej. Pozbywano się Cyganów, bo budzili strach i niepewność. Powtarzano, że ich tułaczka jest pokutą za zdradę Jezusa, że celowo mówią niezrozumiałym dla innych językiem, że kradną, roznoszą choroby. W XIX-wiecznej rozprawie botanicznej zanotowano: „Wilcza stopa zwyczajna – Lycopus europaeus: Cyganie, chcąc nadać swemu ciału, osobliwie twarzom, odrażający czarny kolor, mażą się sokiem tej rośliny”.

Droga stała się dla Cyganów najważniejszą szkoła, życiowym uniwersytetem. Limalo, jeden z bohaterów Ostałowskiej, oficjalnie ma osiem klas, ale bez przerwy pobiera nauki na tym fakultecie. Uczy się w pociągach, na przystankach, w sklepach, urzędach. Kluczowa pomoc dydaktyczna to rozmowa. Dlatego Limalo bywa kupcem, dyplomatą, dziennikarzem, przemytnikiem. W tych maskaradach chodzi o to, by się nie nudzić i jak najwięcej wiedzieć. Oczywiście, czasami Limalo się gubi, myli maski i role. Wtedy wybucha awantura. Ale jest ona wpisana w cenę tej szkoły.

Ostatecznie, nie jest to cena zbyt wysoka, gdyż przymusowe osiedlenia najczęściej przynosiły gorsze nieszczęścia. Cyganów upychano na peryferiach, w strefach nieatrakcyjnych dla nikogo innego. „Żyją w błocie, w gównach po kolana, ze szczurami. Policja nigdy tu nie wchodzi. W tym kręgu piekła panuje gwałt, anarchia, mord. Każdego ranka z łóżek i barłogów wstaje czternaście tysięcy ludzi. Bogaci, biedni, mądrzy, głupi, prości, garbaci, dobrzy, źli. To państwo w państwie”, relacjonuje reporterka warunki życia Cyganów na wschodzie Bułgarii.

Strach był i jest po obu stronach. Deportowani zamykają się gettach. Tworzą cygańskie enklawy, pokazywane potem w programach interwencyjnych i wykazywane w statystykach policji. Wielu z nich roi o kraju, który będzie Cyganów traktował po ludzku, bez nienawiści. W imię tego rojenia podrabiają paszporty, przekupują celników. Po 1989 roku rajem miała być Polska, Niemcy, Włochy, Francja, potem Wielka Brytania. Niestety, rzeczywistość nigdzie nie okazywała się sielska. Władze zaostrzały przepisy, polityczni populiści bili na alarm, brukowce donosiły o cygańskich kradzieżach i gwałtach. W rezultacie raj konwulsyjnie wypluwał swoich wyznawców. Ta historia zdaje się nie mieć końca.

Bez względu na aktualne miejsce pobytu, Cyganie upodabniali się do gadziów, czyli obcych. W Rosji byli prawosławni, w Polsce katoliccy, w Holandii protestanccy, a w Turcji stawali się muzułmanami. Przemieszczając się po całym terytorium Unii Europejskiej, wyżej cenią dżinsy, skórzane półbuty i firmowe kurtki (jakie noszą na przykład mężczyźni w Mediolanie) od stylu złotego zegarka, przypisanego bogatym Romom z Niemiec. Chyba większość cygańskich kobiet to obecnie blondynki, choć mają z tego powodu stałe problemy z ciemnymi odrostami (nie wiemy, czy stosują kremy wybielające do cery, popularne w innych grupach etnicznych). Wielu Romów sądzi, że jedyne, co im pozostało, to romanipen – kodeks postępowania i wartości, cygańska wulgata. „Czy przekażemy dzieciom romanipen? – pyta jeden z nich retorycznie – A może tylko polskie prawo. Wtedy z cygańskości zostanie nam ciemna skóra”. Bez względu na wierność własnym tradycjom, dla wielu Europejczyków (nie tylko romansujących ze skrajną prawicą) wciąż są „czarni” i egzorcyzmuje się ich hasłami „Czechy, Słowacja, Holandia, Anglia…. dla białych!”.

Klątwa stereotypu to największe brzemię współczesnych europejskich Romów. A przecież nie mamy do czynienia z grupą jednorodną. Cyganie przybywali na stary kontynent falami, z różnych części Azji, głównie z Indii. Mówią odmiennymi językami, wyznają różne wartości. Określają się jako Sinti, Roma, Manusze. Jedni są osiadli od wielu pokoleń, inni nadal odnajdują sens w wędrówce. Bez względu jednak na te wszystkie różnice łączy ich jedno – dla gadziów są Cyganami. W czasach, w których tyle pisze się o roztożsamieniu i prymacie identyfikacji jednostkowej nad zbiorową, oni uwięzieni zostali w kleszczach tego tożsamościowego piętna. Romscy intelektualiści, dziennikarze, a nawet pierwsza romska modelka w Polsce mogłyby przełamać to piętno. Ale nawyk myślowy jest silniejszy. Cygan zostaje Cyganem.

Opowieści Ostałowskiej przenoszą nas na Węgry, Słowację, do Rumunii, Macedonii, Bułgarii, Anglii i Polski. Autorka jest spostrzegawcza, uważna, ale nie sentymentalna. Przedstawia czytelnikowi pojedynczych ludzi, portretowanych skrótowo, lecz celnie. Odbiera rzeczywistość sensualnie, dlatego brzydzimy się brudu i dławimy smrodem. Reprezentując wszystkie najlepsze cechy polskiej szkoły reportażu, łączy idiom relacji z idiomem wrażenia oraz intuicji. Dobrze wie, o czym opowiada, nie przyjmując jednak pozycji nadrzędnego obserwatora. Daje się swoim bohaterom wygadać, wypłakać i zabawić. Mówiąc po cichu, czasem niemal szeptem, celuje prosto w nasze sumienie.

Zebrane w książce reportaże są panoramą smutnych losów europejskich Cyganów z lat 1996–2000. Po raz pierwszy wydano je 12 lat temu, teraz ukazały się z nowym Postscriptum. Ostałowska przypomina w nim, że akces Polski do Unii Europejskiej umieścił nas w kręgu krajów, gdzie prawa człowieka są priorytetowe. „Nie możemy zostawić Romów na poboczu – konkluduje – Nasze drogi są wspólne. Ich historia jest odzwierciedleniem naszej”.

Lidia Ostałowska, „Cygan to Cygan”
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec
2012

alt