Archiwum
08.06.2016

Dusze i ciała

Michał Piepiórka
Film

Rzadko się zdarza, by większość najciekawszych filmów na festiwalu podejmowała zbliżone do siebie zagadnienia. Oglądając polskie krótkie metraże na Krakowskim Festiwalu Filmowym, można było odnieść wrażenie, że z różnych punktów widzenia naświetlają one podobne tematy. Uwaga ta w szczególny sposób odnosi się do filmów dokumentalnych i animacji, których twórcy tym razem postawili na eksploatowanie rejonów bliskich duszy i jej relacji z ciałem.

Dwa najlepsze, nagrodzone głównymi nagrodami, polskie dokumenty – „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” Pawła Łozińskiego i „Ikona” Wojciecha Kasperskiego – pozornie bardzo od siebie różne, opowiadały dokładnie o tym samym pragnieniu: zgłębianiu tajemnicy ludzkiego wnętrza. Łoziński stworzył film niezwykle minimalistyczny – rozgrywający się pomiędzy trzema postaciami, siedzącymi w jednym pokoju podczas pięciu sesji terapeutycznych: matką, córką i terapeutą. Ten ostatni stara się na nowo odbudować więź między kobietami, supełek po supełku rozwiązując kolejne niepozałatwiane sprawy z przeszłości, które ciążą na ich wzajemnych stosunkach. Bogdan de Barbaro jest doświadczonym psychologiem, który niezwykle delikatnie, ale z precyzją chirurga potrafi wycinać to, co chore. Prowadzi swoich pacjentów trudną drogą w głąb ich wnętrz, by potrafili nazwać własne lęki, uczucia i emocje. To, co dzieje się na ekranie – roztrząsanie przez kobiety osobistych, niejednokrotnie bardzo intymnych kwestii – jest mniej istotne niż to, co się odbywa w głowach widzów. Bardzo łatwo współodczuwać z postaciami córki i matki. Pewnie któraś z figur będzie nam bliższa, ale emocje, które one przeżywają, wydają się uniwersalne. Słuchając mądrych pytań profesora, można odbyć osobistą sesję terapeutyczną. „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” jest dokumentalnym performatywem oddziałującym na widzów, którzy nie mogą pozostać obojętni na ukazane w filmie stany i emocje.

Łoziński prawie cały, półtoragodzinny film rozgrywa w bliskich planach i pokazuje jedynie twarze swoich bohaterów – za każdym razem w oddzielnych kadrach, wzmacniając w ten sposób ich poczucie samotności. Podobny zabieg – jednak w innym celu – zastosował w „Ikonie” Kasperski, którego też interesują ludzkie twarze. Reżyser obserwuje pacjentów irkuckiego szpitala dla psychicznie chorych, a warstwie wizualnej towarzyszy głos z offu tamtejszego ordynatora, rozważającego problemy ludzkiej duszy. Mądry, doświadczony lekarz nawet nie udaje, że jest w stanie uleczyć swoich podopiecznych. Ich nieobecne, błądzące oczy stają się tytułowymi ikonami – wrotami do innej, ponadnaturalnej, w jakiś sposób sakralnej rzeczywistości. Kasperski nawiązuje do tradycji prawosławnej – jego bohaterowie to współcześni jurodiwi, święci szaleńcy posiadający w Rosji szczególny status. Tamtejsi ludzie wierzą, że osoby z zaburzeniami psychicznymi posiadają wyjątkowy kontakt z Bogiem – i właśnie w taki sposób przedstawia ich dokumentalista. Kasperski nie szuka sensacji, nie próbuje wywołać szoku czy litości. Umieszczone w tej szczególnie nieprzyjaznej placówce osoby – agresywne, wulgarne, cierpiące – w obiektywie Łukasza Żala zyskują szczególny status.

Dusza była również cichym bohaterem filmów podejmujących tematykę nadprzyrodzoną. Konrad Szołajski, autor „Walki z szatanem” i etatowy skandalista polskiego kina, postanowił zdemaskować praktykę egzorcyzmów. Przez pryzmat historii trzech młodych dziewczyn opowiedział o stosunku do rzekomych „opętań” Kościoła, rodzin „zniewolonych” osób i samych zainteresowanych. Dokumentalista obserwował swoje bohaterki również podczas egzorcyzmów, gdy te wiły się i wyły nieludzkim głosem. Przyglądał się jednak temu z dystansem, ale i troską o tych, którzy cierpią, a nie potrafią znaleźć ukojenia w kościelnych praktykach.

Inne cele postawił sobie Przemek Kamiński, który w „Darze” opowiedział o Juriju – mieszkającym w Krakowie Ukraińcu, posiadającym dar uzdrawiania, hipnotyzowania i „ładowania energią”. Reżysera nie interesuje to, co na pozór sensacyjne i szokujące. Nie szuka łatwych odpowiedzi, nie stawia również jednoznacznych tez. Koncentruje się na swoim wyjątkowym bohaterze, by dojrzeć w nim osobę nieszczęśliwą – rozdartą między Bogiem a szatanem, zagubioną. Jurij jest osobą głęboko wierzącą, ale przyznaje się, że odczuwa obecność „złego” podczas swoich występów. Najbardziej cierpi jednak z innego powodu – czuje, że jego „dar” wyparł inny. Nie jest w stanie odczuwać miłości. Film Kamińskiego jest zapisem tęsknoty za tym uczuciem.

Jeszcze inaczej do nadnaturalnej rzeczywistości podszedł Tomasz Jurkiewicz. Jego „Z pogranicza cudu” jest utrzymanym w klimacie realizmu magicznego obrazem ludowej mentalności, w której na porządku dziennym pozostają kontakty z duchami, zmarłymi i aniołami. Z etnograficznym zacięciem Jurkiewicz zbiera wspomnienia starszych osób o ich kontaktach z zaświatami, wsłuchuje się w opowieści osób, by dotrzeć do ich zanikającej kultury, zagłuszanej racjonalnym Zachodem. „Z pogranicza cudu” przypomina dokument Małgorzaty Szumowskiej „A czego tu się bać?”, w którym zbierała ona ostatnie strzępki ludowych mądrości na temat umierania.

Koniecznie trzeba wspomnieć o znakomitych w tym roku animacjach. Szczególnie ciekawe okazały się te podpisane przez kobiety. Choć nie lubię kategorii „kino kobiece”, świetnie pasuje ona do opisu filmów „Figury niemożliwe i inne historie II” Marty Pajek, „XOXO Pocałunki i uściski” Wioli Sowy, „Locus” Anity Kwiatkowskiej-Naqvi i „Seks dla opornych” Izabeli Plucińskiej. Wszystkie wspomniane tytuły obracają się w podobnych rejonach codzienności doświadczanej przez kobietę, jej cielesności, uczuć i lęków, macierzyństwa i seksu. Najlepiej opowiedziała o tym Pajek, która sięgnęła po plastycznie ciekawą formę niemożliwych figur, czyli takich, które można narysować, ale nie da się ich skonstruować. Autorka opowiedziała o kobiecie uwięzionej w transformującym się domu, który zamiast być przestrzenią oswojoną, zamienia się w dżunglę, gdzie skrywają się przeszłość, przyszłość, lęki i pragnienia. Sowa w swojej tanecznej animacji skoncentrowała się na relacjach między kobiecym ciałem a uczuciami. Najbardziej enigmatyczny „Locus” opowiada trudną do rozwikłania historię kobiety, która czuje się więziona przez własne dziecko, odzierające ją z kobiecości. „Seks dla opornych” natomiast podejmuje problematykę seksualności i cielesności w najbardziej przystępny, gatunkowy sposób. Jest plastelinową komedią, stworzoną na podstawie popularnej sztuki o starszym małżeństwie, znudzonym własnymi ciałami.

W Krakowie można było obejrzeć jeszcze wiele innych ciekawych polskich dzieł. Nie zabrakło biografii znanych postaci, dokumentalnych impresji, fabularnych filmów szkolnych czy oryginalnych wizualnie animacji. Największe wrażenie robiły jednak te obrazy, które potrafiły zaangażować emocjonalnie dzięki wprowadzeniu widza do intymnego świata bohaterów. Poprzez niemal namacalny kontakt z obserwowanymi przez kamery osobami, można było odnieść wrażenie, że choć odrobinę zgłębiliśmy tajemnicę ich dusz.

56. Krakowski Festiwal Filmowy
Kraków
29.05. – 5.06.2016

fot. „Ikona”, reż. Wojciech Kasperski