Archiwum
08.09.2015

Organizowany w Teatrze Polskim konkurs dramaturgiczny od ośmiu lat jest ważnym wydarzeniem otwierającym nowy sezon w Poznaniu. Po sukcesach kilku początkowych, niezwykle udanych edycji, prezentujących i nagradzających ciekawe, dobrze napisane i ważne teksty autorów takich, jak Małgorzata Sikorska-Miszczuk, Piotr Rowicki, Radosław Paczocha czy Artur Pałyga, przyszły lata chudsze. Publiczność i komentatorzy coraz częściej poddawali krytyce publicystyczne zacięcie twórców, koniunkturalny wybór tematyki i nie zawsze oryginalny styl tekstów. Wobec informacji o – dochodzącej do dwustu – liczbie nadsyłanych dramatów pytano o kryteria kierujące trzyosobowym jury, które rokrocznie w niezmiennym składzie wybierało trójkę finalistów. Dwudniowe Metafory pozostały jednak atrakcyjne dla poznańskiej publiczności. Inscenizowane czytania nieznanych tekstów odsłaniają teatralny warsztat, szkicując reżyserskie pomysły i wykorzystując potencjał aktorskich talentów. Wizja prapremierowego wystawienia nagrodzonego tekstu i finansowa nagroda sprawiają, że zabawa w czytanie na scenie nabiera konkretnego znaczenia. Widzowie doceniają nie tylko możliwość poznania prezentowanych dramatów, ale także atrakcyjną formę ich podania, proponowaną przez interesujących reżyserów, często znajdujących się na początku artystycznej kariery. Pewne jest także to, że w Poznaniu, mieście Wiosny Poetów, od tego roku mającym własną nagrodę literacką, nigdy nie mówi się tyle o polskim dramacie współczesnym co przy okazji Metafor.

Pierwszym z zaprezentowanych publiczności w tym roku tekstów był dramat Marka Branda pod tytułem „Zapalam świecę, nasłuchuję”. Inspirowana filmem dokumentalnym historia opowiada o okupacyjnych losach mieszkańców kaszubskiego Kiełpina, leżącego nieopodal Kartuz. To rodzaj wojennej, antybohaterskiej epopei. Jej centralną postacią jest Marta, przez wszystkie lata wojny ukrywająca swojego ukochanego Maksa, którego żydowskie pochodzenie sprawia, że znajduje się na celowniku Niemców, folksdojczów i szmalcowników. Autor wykorzystał stereotypowe sposoby widzenia i opisu ludzkich charakterów i zachowań w czasie okupacji, które niejednokrotnie przełamuje. I choć podobne historie, mówiące o podłości sąsiadów czy dobrych Niemcach słyszeliśmy w ostatnich latach wielokrotnie, dramat Branda jest kolejną, ciekawą odsłoną dramatycznej historii rozgrywającej się w tragicznych czasach. To propozycja ważna, bo ciągle uczymy się mówić o nich wbrew nawykom, utrwalonym przez kilkadziesiąt lat prowadzenia ukierunkowanej polityki historycznej. Lektura tekstu prowokuje ciekawe obrazy i emocjonalne wizje. Nie przekonało to jednak reżyserującego czytanie Krzysztofa Rekowskiego. Tekst został przez niego znacznie skrócony, a w prezentacji wykorzystana została rama planu filmowego. Portretowani w bliskich planach aktorzy podkreślali dystans wobec postaci i wypowiadanych przez nie kwestii. Choć efekt obcości może być narzędziem w walce z okupacyjną mitologią, sceniczne miny, wykrzyknienia i westchnienia osłabiły wymowę samego tekstu, pierwotnie całkowicie pozbawionego wewnętrznej ironii.

Ironia jest z kolei najważniejszym środkiem stylistycznym zastosowanym przez Marka Otwinowskiego w dramacie „Ścielę wieczne łoże”. Prezentacja ograniczona tu została do przestrzeni studia radiowego w czasie programu prowadzonego na żywo przez brata Marka. To charyzmatyczny mówca, powtarzający często oryginalne, charakterystyczne zwroty i wykrzyknienia. Z sentymentem wspomina swoją młodość. Jest strażnikiem dumy i tradycji, potrafi jednak też dosadnie, nie przebierając w słowach, upominać i przestrzegać. Pełni funkcję pasterza, do którego lgną osoby na co dzień zapominane, odrzucane i lekceważone. Łączy się z nimi telefonicznie na antenie, dzięki czemu mogą publicznie się poskarżyć, wyżalić; uzyskać poradę i pocieszenie. W tekście Otwinowskiego, będącego jawną satyrą na Radio Maryja, podkreślony został ton nienawiści, zagłuszający głos miłosierdzia. Sprawnie napisany dramat w scenicznej lekturze ujawnił swój językowy potencjał, wewnętrzny rytm i siłę powtarzanych zwrotów, powracających jak refreny. Pokazał współczesną substytucję sacrum przez media, nie ograniczając się przy tym do jednej rozgłośni. Nie tylko piętnował władzę środków masowego przekazu, ale także zwracał uwagę na samotność osób marginalizowanych, potrzebujących wspólnoty i wsparcia. Rozgrywający się w radiowych dialogach tekst zainscenizowany został przez Iwo Vedrala, który wprowadził abstrakcyjne odniesienia medialne. Śnieżące ekrany telewizorów, wizualne marginesy i dźwiękowe szumy nie zdołały jednak zdominować aktorów biorących udział w czytaniu. Na szczególne uznanie zasłużył Michał Kaleta w roli popadającego w obłęd protagonisty, wokalizujący finałowy monolog niczym późna Yoko Ono.

O znaczeniu tekstu Branda decyduje opowiedziana w nim, fabularna historia. Język, zdecydowany przekaz i zwrócenie uwagi na odrzuconych działają na korzyść dramatu Otwinowskiego, który zdobył nagrodę jury (ex aequo), publiczności i dziennikarzy. Mam jednak pewne trudności ze zrozumieniem wyboru komisji, nie tylko kwalifikującej do finału, ale także nagradzającej tekst „Posypka (nie przejdziemy do historii)” Tomasza Walesiaka. Prezentuje on dwie skacowane, pozbawione celów i aspiracji dziewczyny, mieszkające wspólnie w wynajmowanym mieszkaniu. Wspominają upojną noc i zawartość torebki zagubionej podczas zabawy. W pewnym momencie pojawia się włamywacz-gwałciciel, dość szybko i jakby mimochodem zabity. Obrazowany jest związek jednej z bohaterek z żonatym mężczyzną, miłośnikiem wszelkich możliwych używek. Podczas gdy trup leży na podłodze, nad nim toczone są dialogi o niczym. Wynika z nich niewiele, może poza wrażeniem pustki, dominującym ponad wkraczającym w dorosłość pokoleniem X, Y czy NIC. Kilkanaście lat po zachłyśnięciu się polskich dramaturgów sposobem obrazowania typowym dla brytyjskiego In-Yer-Face-Theatre od najmłodszych autorów oczekiwałbym nieco większej inwencji.

Inicjatorem poznańskiego konkursu dramaturgicznego i przewodniczącym jego jury był od początku Paweł Szkotak. Pierwszego września, po dwunastu latach pełnienia funkcji dyrektora Teatru Polskiego, zakończył pracę jako administrator tej sceny. Nowa nominacja dyrektorska, choć zgodna ze wskazaniem komisji konkursowej, ogłoszona została przez władze Poznania u progu nowego sezonu, po zbyt długim okresie oczekiwania i nerwowej niepewności. Marcin Kowalski, który prowadzić ma teatr we współpracy z –wskazanym na dyrektora artystycznego – Maciejem Nowakiem, nie zdradził jeszcze swoich planów repertuarowych. Wspomniał jednak, że Metafory Rzeczywistości wymagają „gruntownej refleksji”, obejmującej także praktykę prapremierowej inscenizacji nagrodzonego dramatu. Choć potrafię zrozumieć wątpliwości wynikające z nierównego poziomu nadsyłanych tekstów i małych szans na komercyjne powodzenie ich inscenizacji, przypominam, że dzięki konkursowi Teatr Polski stał się jednym z nielicznych krajowych centrów twórczości literackiej dla teatru, w którym długofalowo kształtowano pewien typ kultury dramatopisarskiej. Czyż nie na tym powinna polegać misja takiej instytucji? Mimo powracających w kolejnych latach wątpliwości, mam nadzieję, że nowa dyrekcja Teatru Polskiego nie zrezygnuje z promocji rodzimej dramaturgii współczesnej. Byłby to dramat!

Konkurs dramaturgiczny VIII Metafory Rzeczywistości 2015
Teatr Polski w Poznaniu
5.–6.09.2015

alt
fot. Marek Zakrzewski