Archiwum
29.06.2017

Dlaczego obejrzałam wszystkie odcinki „Better Call Saul”

Olga Szmidt
Seriale

W trzecim sezonie serialu „Better Call Saul” Vince Gilligan ostatecznie udowodnia, że jego reżyserska maestria nie była jednorazowa. Oglądając „Breaking Bad”, trudno było uwierzyć, że twórca wyjdzie obronną ręką z jakiejkolwiek kolejnej produkcji. Serialowe arcydzieło okazało się jednak kosmosem wielorazowego użytku. Trzy kolejne sezony – bardzo nietypowego – spin-off prequelu nie tylko są w stanie sprostać wyśrubowanym oczekiwaniom widzów poprzedniego serialu, ale także wprowadzić nową jakość. Już samo to sprawia, że Gilliganowi należą się wyrazy uznania. Banalne odcinanie kuponów od sukcesu musiało być wielką pokusą.

„Better Call Saul” to serial, w którym pierwszoplanową rolę odgrywa lepki prawnik doskonale znany z poprzedniego serialu – Saul Goodman (Bob Odenkirk). Jego kreacja była spektakularna, dodająca rys komediowy do serialu o wzlocie i upadku Waltera White’a. Wydawać się mogło, że spin-off z Goodmanem w roli głównej będzie lżejszą i bardziej komediową wariacją na „Breaking Bad”. Gilligan nie poprzestał jednak na małym. Cofając akcję do okresu, w którym faktycznie „powstaje” Saul Goodman, reżyser dokonał sprytnej zmiany. Saul Goodman nie jest jeszcze sobą, jest jeszcze Jimmym McGillem, self-made manem, który wykorzystując luki i niejasności w rzeczywistości społecznej oraz prawie, postanowił stać się kimś więcej niż tylko nieudacznym bratem wielkiego prawnika. Jimmy żyje w permanentnym stanie wyjątkowym. Żadna stabilizacja nie jest jego udziałem, żaden interes nie jest transparentny, żadna relacja osobista nie jest oczywista. „Zadzwoń do Saula” to, w największym skrócie, serial o poszukiwaniu szczelin, przez które można się prześlizgnąć, aby przetrwać. Do końca trzeciego sezonu nie pojawiają się wielkie sygnały przemiany. Jimmy raczej drąży skałę, niż dokonuje rewolucji.

Jedną z najważniejszych postaci w serialu jest starszy brat Jimmy’ego – Chuck (Michael McKean). Doskonały prawnik, założyciel wielkiej kancelarii, mężczyzna stateczny, wierny literze prawa. Jego wizerunek zdaje się doskonale wpisywać w wizję tego, kto ustanawia reguły. Chuck brzydzi się oszustwem, drobnymi i większymi manipulacjami, którymi para się jego brat. Także ich wspólne dorastanie obfitowało w doświadczenia, które wpłynęły na wzajemne uprzedzenia i – przede wszystkim – splątanie emocji. To bowiem, co odsuwa Chucka od roli niezachwianego autorytetu, to jego fobia przed elektrycznością. Owinięty w folię mężczyzna siedzący w zaciemnionym mieszkaniu bez dostępu do mediów, światła, bez lodówki i muzyki nie jest tym, kim chciałby być i za kogo sam się uważa. Uwikłanie Jimmy’ego w opiekę nad bratem chwieje ich dotychczasową hierarchią. Chuck, który musi liczyć na pomoc także swojego brata, to człowiek złamany, borykający się nie tylko ze swoją fobią i jej skutkami, ale także z bezpośrednią zależnością od innych, porusza się po równi pochyłej. Pomoc współpracowników z kancelarii jest w stanie przyjąć bez mrugnięcia okiem. Inna sytuacja ma miejsce, gdy na horyzoncie pojawia się Jimmy. Jimmy – nieudacznik, Jimmy – oszust, Jimmy – manipulator, Jimmy – chodzące rozczarowanie. Ich wzajemne relacje są tym, co sprawia, że „Better Call Saul” zyskuje na dramatyzmie. Dramat rodzinny, który wyłania się z serialu, zdaje się nie tylko szalenie toksyczny i dręczący. To przede wszystkim konflikt dwóch osobowości, dwóch światopoglądów i dwóch moralności. Pozornie ustawione jako opozycyjne, ujawniają się wielokrotnie jako wzajemnie uwikłane i zależne. Chuck definiuje siebie w kontrze do Jimmy’ego, jakiekolwiek podobieństwo pomiędzy nimi budzi jego lęk. Niewiele inaczej wyglądają wszelkie publiczne manifestacje faktu ich pokrewieństwa. Jimmy jest dla Chucka źródłem wstydu. Chuck dla Jimmy’ego – chodzącym superego. Fobia Chucka dynamizuje i komplikuje ich relacje. Mimo problemu brata, Jimmy pragnie uznania i akceptacji swojej prawniczej działalności, swojej odrębności. To, z czym bowiem Chuck nie może się ostatecznie pogodzić, to fakt, że jego krępujący brat także został prawnikiem. Skalał świętość profesji i samego prawa. Tak rozhuśtany świat jest dla Chucka źródłem niesłychanej frustracji i powodem ostatecznego upadku.

Ale Chuck to nie jedyna postać, która definiuje Jimmy’ego na zasadzie kontrastu. Kim (Rhea Seehorn), jego współpracowniczka i partnerka, konstruowana jest w serialu jako postać o wielkiej determinacji, ambicji, poczuciu odpowiedzialności, solidnie wykonująca swoją pracę. Jej droga do prawniczej kariery zdaje się niewiele mniej kręta niż ta obrana przez Jimmy’ego. Jej celem nie jest jednak unikanie sądu za wszelką cenę, nie jest też kombinatorstwo ani manipulacje na klientach. Kim uzyskuje status profesjonalistki, oddanej pracy do granic rozsądku. To różni ją od Jimmy’ego, mimo że w pierwszym sezonie obserwujemy parę wrabiającą przypadkowe osoby w pozornie intratne interesy. Wydaje się, że Kim rozdarta jest pomiędzy miłością do Jimmy’ego a rozpoznawaniem jego tożsamości. Rozczarowanie i zniecierpliwienie, które okazuje co jakiś czas (tu szczególnie wdzięczna scena, gdy pierwszy raz ogląda telewizyjne reklamy swojego ukochanego), zdają się równoległe wobec radości i przyjemności, jaką czerpie z ich bliskości. Kiedy dzielą biuro i na wskroś gilliganowską sekretarkę – Francescę, kontrast pomiędzy nimi jest tym bardziej podkreślony. Kiedy wobec Jimmy’ego prowadzone jest postępowanie, a później ma miejsce sądowy proces, Kim stoi za nim murem. Nie dlatego, że jest przekonana o jego moralnej nieskazitelności. Dlatego, że to Jimmy. To szalenie interesujące i złożone wykorzystanie dwóch konwencji – romansowej i prawniczej. W obu przypadkach są one pozbawione stereotypowości. Jimmy’emu McGillowi jest tak samo daleko do amanta, co do typowego prawnika z amerykańskich seriali. W obu przypadkach standardowe role zajmuje charakterystyczna czułostkowość, opór wobec oczywistych kolei losu i – nade wszystko – nietzscheańska wola mocy.

W „Better Call Saul” spotykamy też dobrze znanych bohaterów z „Breaking Bad” (to w końcu spin-off prequel). Jest więc Gustavo Fring (Giancarlo Esposito) oraz jego restauracja Los Pollos Hermanos, jest – jeszcze w pełni sprawności – Hector Salamanca (Mark Margolis) oraz Mike Ehrmantraut (Jonathan Banks) ze swoją niesłabnącą niechęcią do świata. Niewątpliwie Gilligan wybrał te postaci, które nie tylko silnie zapadały w pamięć, ale były nieoczywiste, złożone i intrygujące. O każdym z nich można było się spodziewać osobnego serialu. Ich pojawienie się nie sprowadza się jednak do aktualizacji świata „Breaking Bad”, ale pozwala dostrzec na wczesnym etapie to, w jaki sposób Saul Goodman (wcześniej znany jako Jimmy McGill) znalazł się w sercu świata Waltera White’a. Co ciekawe, narkotykowe biznesy odgrywają w „Better Call Saul” jeszcze relatywnie niewielką rolę. Większa uwaga skupia się na jego zmaganiach z Chuckiem, wielką kancelarią (tu skądinąd pojawia się doskonale okropna postać jednego ze wspólników – Howarda Hamlina) oraz starszymi klientami. Estetyka serialu jest w rezultacie wyraźnie inna niż w „Breaking Bad”. Pojawiają się domy starszych ludzi, sala, w której Jimmy prowadzi grę w bingo, centra handlowe, w których starsze panie uprawiają mall walking. Potworność wyzierająca zza tych gemütlich wnętrz jest uderzająca. Zdolność Jimmy’ego do wykorzystania tego typu kontaktów i – w końcu – słabości zakochanych w nim staruszek jest w pewnym momencie sednem jego prawniczej działalności. Niejednoznacznej, warto dodać, balansującej na granicy prawa, dobrego smaku i moralności.

Urok Jimmy’ego udziela się nie tylko staruszkom. Także widz z łatwością zaczyna kibicować prawnikowi o uroku bliskim Władziowi Liberace. Nie tylko w jego przekrętach, ale przede wszystkim w walce, aby utrzymać się na powierzchni. Jimmy jest przy tym wszystkim szalenie witalny, pomysłowy i ujmujący. Owszem, wielokrotnie sposób jego działania bliski jest raczej akwizycji niż jakiejkolwiek bardziej wyrafinowanej strategii. Między innymi skrajnie antyheroiczny rys jego osobowości sprawia, że „Better Call Saul” pomiata emocjonalnością i oczekiwaniami widza. Dręczące kadry, spowolnione sceny, które chciałoby się mieć za sobą oraz niemal lynchowska (a może już gilliganowska?) pasja do ekspozycji materialnego detalu, pozwalająca tym wyraźniej dostrzec podstawowe problemy serialu. Człowiek przeciwko rzeczom. Człowiek przeciwko rzeczywistości. Człowiek przeciwko rodzinie. W rezultacie nie otrzymujemy jednak wielkiego podboju świata przez bohatera. Jimmy ma niesłychany upór i determinację. To one pozwalają mu przetrwać, mimo ponoszonych kosztów i osobistych tragedii. Przetrwać – nie zwyciężyć.

 

„Better Call Saul”
twórcy: Vince Gilligan, Peter Gould
AMC