Archiwum
08.11.2016

DA#4: słuchaj MN+DNTK / jaraj ZEF ZOL

Marek S. Bochniarz
Muzyka

 „tyyyyle się działo gdy my robili płytę MOUNT NINJI & DA NICE TIME KID przez te dwa lata. Matkojebny DJ MUGGS dołączył do naszej ZEFowej rodzinki i zrobł najśliczniejsze mroczne mocne bity jakie słyszeli… a GODa pierdolneło i dzienki dzikiej surowej etnicznej sztuce rozkurwił najlepszy koljny pozm gwna w swym przejebnym życiu. […] co lowciam tak mocno w albumie MN+DNTK to jak cudni schizofreński jezd… jak ostro kopje style wcionsz bendonc DA”*

Ninja

„Mount Ninji & Da Nice Time Kid”, zapowiadany wdzięczną mixtape „Suck On This”, jest dla udręczonych fanów, którzy długo nie uświadczą zapewne niczego nowego, wszystkim po trochu. Optymalnie skrojoną, kolejną już realizacją dobrze znanych pomysłów DA – czyli dalszym ugniataniem ciasta w ramach ich poetyki ZEF (byciem cool w wersji spauperyzowanej, dedykowanym ludziom o „małolotnym” rozumie i sporym serduchu). Szukaniem możliwości współpracy z artystami (DJ Muggs, AKA The Black Goat), niekoniecznie uchodzącymi za muzyków (gościnny występ gorseciary Dity von Teese). Nawet próbą zasygnalizowania, że pod jednym wizerunkiem scenicznym tak naprawdę od początku ukrywał się inny, okultystyczno-pierwotno-afrykański – tak sekretny i niespodziany jak przychodzące znikąd ciosy Ninja (nawet DJ Hi-Tek nie wytrzymał chyba i z tego wszystkiego zmienił sobie pseudo na GOD).

[Mount Ninji zawsze tu był]

 „zrzucił ja «postać» nindży i odsłonił MOUNT NINJI co to w skryciu się uformił pode mnom… jak oblechowa ZEF-larwa… a z jej powstał przy fonie motyl co ma skrzydła nadźgane żyletkami… suprarzadkiego chowu… nie waż się go wydymać”

Ninja

W nieprzystojnej komedii Quentina Dupieux „Wrong Cops” czarnoskóry policjant z jednym okiem i umierający na postrzał „randomowy sąsiad” odwiedzają szefa wytwórni fonograficznej. Zafrapowany dyrektor po odsłuchaniu ich siermiężnego kawałka niesłuchalnej elektroniki (taki autoironiczny żarcioszek Mr. Oizo) przyznaje: „kocham wasz styl, ten pomysł marketingowy jest fantastyczny. Czarny, jednooki, potworowaty glina i zdychający, żałosny kolo będą doskonałym materiałem do wideo i materiałów prasowych, to zadziała! […] Wiecie, marketing to 95% roboty. Imponujące, że już jesteście na tym poziomie. Wasze podejście do strony wizualnej ma olbrzymi potencjał […] Jednak zapominacie o ważnym szczególe – pozostałych 5%, talencie”. Jego szczątkowy zapał znika jednak zupełnie, gdy odkrywa, że nie ma do czynienia ze sztucznym wizerunkiem, lecz dezorientującą rzeczywistością…

Jeśli poświęcimy choćby chwilę na niestaranny research, łatwo odkryjemy, że Watkin Tudor Jones swoje „więzienne dziary” nabył nie w czasie domniemanej odsiadki, lecz majstrując postać Ninja, któremu wszyscy życzyli źle… a tu nagle znalazł się na ustach wszechświatowych internetów. Z kolei ¥o-landi zwykła być dziewczyńską, zagubioną, trzpiotkowatą gotką. Gdy spiknęli się, wyniuchali, że symulowanie ograniczonej umysłowo, anorektycznie (lub afrykańsko-normalnie) wychudzonej parki, obejmującej wątłym ramieniem wszelkie outsiderstwa (niekoniecznie z Czarnego Kontynentu) będzie lepsze w dostaniu się na koljny pozm gwna niż bycie na poważnie.

Na odbiór Die Antwoord składają się zbliżone proporcje do tych z „Wrong Cops”. Większość uwagi absorbuje recepcja publicznych person duetu, a nieznaczne promile w mózgu angażuje ich prawie-że-zbyteczna muzyka, podana z uroczym, fotogenicznym i hałaśliwym bitem.

Nie zdzierżyłbym wysłuchania choćby jednego z ich hip-hopowatych albumów do końca, gdybym nie zobaczył straszno-śmiesznego Ninja wymachującego do bitu sterczącymi biodrami (sygnalizując potencjalnie obfity rozmiar penisa skrytego w spodenkach z „The Dark Side of the Moon” Pink Floyd https://www.youtube.com/watch?v=4_pS46YRMIQ) i ¥o-landi sięgającej po wszelkie możliwe chwyty z repertuaru słodkich i niewinnych ofiar pedofila bądź defloratora cnoty (bezbronnej uczennicy z „Enter the Ninja”, bolesnego „pierwszego razu w tyłek” sierotki w „Cookie Thumper” czy uniesień łaknącej podkołdrowych tulasków dziewczyny dresiarza z „Baby’s on Fire”).

Na nowym albumie kawałek „Daddy” podsumowuje te wszelkie perwersyjne sytuacje, gdy Ninja staje się „wujkiem Jimmym”, na którego kolanach siada ¥o-landi, aby zbereźny wujcio mógł pomiętosić jej krągłości:

„Córcia nuci rapy
I lofcia zabawy
Córcia nie nosi majteczek
Więc tłukę ją w zadeczek
Córcia lofcia tatusia
A tatko gra mocno
Tatko chce, by córcia
Grała w gierki zbyt ostro
Odwróć się córuchno
Zdejm te ciuszki równo
O tak, grzeczna dziewczynko
Ukaż się, droga waginko”

– perwersyjnie ślini się Ninja, by w „Banana brain” dookreślić damsko-męską chemię gierek w duecie:

„dziecino, taka pikna […]
spójrz na sie, mokra szparcia
jędrna dupka, ciasna cipcia
cycuś jeden, cycuń drugi,
dyndają do Looney Tunes
pośladki i soczyste bułeczki
wyciskam soczek jak z gąbeczki
słodka jak Pikachu
nie ma milszych temu złu”.

Ba, czasem u Die Antwoord muzyka prawie zupełnie wypada z pola odsłuchu i idzie już tylko o wyrażenie wspomnianego outsiderowania się. Akcentowanie bycia ofiarą, która niemniej wciąż chce aspirować na koljny pozm gwna, przez co jej niezaradne gangstowanie ma wymiar zgoła tragikomiczny – to choćby taki „Umshini Wam” o parze dresiarskich niepełnosprawnych kradnących wypimpowane wózki cynicznemu białemu spadkobiercy nierówności z czasów apartheidu czy „Rich Bitch” – mdło ociekająca złotem historia na pogańsko-raperskie bity o losie „z gettowej kury domowej, ofiary chujowych stosunków społecznych, do matkojebnej bugolki, defekującej 24-karatowym złotem”.

Na nowym albumie Ninja szyderczo nuci zresztą, że „każdy chce być gangsta” i robić „gangsta gwno”, acz szybko można się obudzić w rynsztoku z nosem zalanym krwią, i to bez zębów. DA, podśmiewając się z patologii ojczystego RPA – gdzie przed przybyciem do Johannesburga nawet studenci są pouczani, że wymarzone wyjazdy stypendialne łatwo mogą się zamienić w porwanie za okup – wdzięcznie przyjęło etykietkę jednego ze znienawidzonych wrogów publicznych (życzenia śmierci itd.). Ich groteskowy szkic afrykańskiego pejzażu uruchamia w nas automatycznie obrazy o klimatach niczym z „Miasta boga” Meirellesa.

[mała ¥., delikatna i mięciuchna]

„bierze co chce
i ma to za darmo
wyrucha ci całe życie
słodką pusią milusią”

Pusia Milusia

Nienawidzący świata, małodobry Ninja, tym razem wcielający się w postać złego maga rodem z metafizycznych wycieczek Alejandra Jodorowsky’ego („Mount Ninji…” to jakby afrykański odpowiednik akolitów w poszukiwaniu poznania absolutnego ze „Świętej góry”) jest na nowym albumie idealnie dopełniony słodyczą i rozbrajająco piskliwym wokalem ¥o-landi, wdzięcznego „dziecięcia od słodkich chwil”.

Chemia Die Antqoord działa jednak znacznie lepiej na scenie niż w kinie, o czym świadczy nazbyt leciuchny, wręcz familijny „CHAPPiE”, w którym ani Ninja nie wyraził zbyt dosadnie demonicznej, pierwotnej strony DA z fallicznego „Evil Boy” czy krwistego „Ugly Boy”, ani ¥o-landi nie zebrało się na praktyczne wykorzystanie zasprejowanych różem Uzi. Urocza słodycz pary ekscentrycznych, niezdarnych artystów wzięła górą nad ich demonicznością, szytą grubymi nićmi stroną undergroundu mainstreamowego.

Na „Mount Ninji & Da Nice Time Kid” jak zawsze wyjątkowe miejsce zajmują dzieci, które DA lubi ukazywać w sposób daleki od wizerunków uroczych i niewinnych najmłodszych. Zwraca im podmiotowość i pozwala na wszystkie „brzydkie rzeczy” (to taka deprawacja-nie-na-serio). Mały, sześcioletni Tommy Terror o utajnionych personaliach pragnie od Boga dostać „Skrzydła na pensie”, a w „Lubisz cycuszki” zostaje zaproszony przez ¥. do szczurzej nory, gdzie poza tytułową atrakcją za 12,99 $ czekają na niego: rap, ninja, broń, kosmici, dziwadła, homoseksualiści, dużo jebanych szczurów, a także – jak dodaje jak zawsze zmienionym głosem GOD (Hi-Tek) – „autentyczne czarnuchy”. To wymienianie wyjaśnia też może w pewnym sensie, „odpowiedzią” na co jest Die Antwoord. Nawet jeśli w nią nie wierzymy – nauczmy się choć wymawiać ją poprawnie, jarając Zef Zol.

* Tłumaczenia wypowiedzi i tekstów piosenek: Marek Bochniarz

„Mount Ninji And Da Nice Time Kid”
Die Antwoord
Zef 2016