Archiwum
21.12.2019

Cicha bohaterka

Anna Bartosiewicz
Sztuka

Każda z nas jest Miriam Cahn

Miriam Cahn to jedna z tych artystek, których twórczość stanowi estetyczny pokarm, a zarazem emocjonalne wyzwanie. Malarka, rysowniczka, rzeźbiarka, performerka i eksperymentatorka, a niegdyś również aktywistka działająca w duchu drugiej fali feminizmu, Cahn doczekała się swojej pierwszej retrospektywnej wystawy w Warszawie. (Projekt doszedł do skutku dzięki współpracy z Kunstmuseum w Bernie i Haus der Kunst w Monachium.)

Ekspozycja została zorganizowana zgodnie z zasadami site specific – artystka osobiście przygotowywała wystawę w Muzeum nad Wisłą, dobierając prace do charakteru miejsca. W wysokim, przestronnym gmachu galerii nie zamontowano ścian działowych, co upodabnia salę wystawienniczą do swoistej świątyni sztuki. W rozmieszczeniu wielu rysunków i obrazów, na których ważną rolę odgrywa bryła, daje się wyczuć fascynację architekturą. Często dwie formalnie podobne do siebie prace wiszą na przeciwległych ścianach – nie idealnie naprzeciwko siebie, lecz asymetrycznie. Ten zabieg wywołuje wrażenie, jakby salę przecinały niewidzialne, ułożone horyzontalnie linie.

Aranżacja wystawy swą strukturą przypomina utwór muzyczny. Początkowo artystka planowała pogrupować dzieła tematycznie i powiesić je w dwóch rzędach. Miały one współgrać ze sobą na podobnej zasadzie jak instrumenty w symfonii. Z czasem jednak koncepcja ewoluowała. Prace budujące wspólną melodię przeplatają się z akcentami poruszającymi inne wątki. Ta pozorna kakofonia motywów nadaje całości jeszcze ciekawsze brzmienie.

Na wystawie znajdziemy prace z różnych okresów twórczości: oleje, pastele, wideo, jak również szkice, rzeźby, eksperymentalne fotografie czy typowe dla artystki czarno-białe rysunki. Na niektórych z nich widać odciski dłoni, inne sprawiają wrażenie niedokończonych. Cahn świadomie pozwala sobie na rozmycie konturów, umiejętnie łącząc delikatność kreski z grubymi, zamaszystymi ruchami pędzla lub węgla.

Ekspozycję otwiera „rozpad”, utrzymany w dziewczyńskich kolorach obraz przedstawiający postać artystki w podeszłym wieku. Obwisły biust i zmarszczki oraz przygarbiona, sugerująca zmęczenie pozycja ciała kontrastują z odcieniami różu. Z twarzy kobiety bije pewna satysfakcja. Otwarcie to jest wstępem do konfrontacji z podejmowanymi na przestrzeni lat trudnymi tematami, wśród których znalazły się: relacje przemocowe, skomplikowane stosunki rodzinne, sytuacje uchodźcze czy konflikty zbrojne, wobec których Cahn wyraża radykalny sprzeciw. Preludium do wystawy stanowią szkicowniki i albumy artystki, umieszczone w szklanych gablotach należących do muzealnej księgarni. Wystawa w Muzeum nad Wisłą przypomina morsowanie. Szok termiczny wywołany doniosłością poruszanych problemów idzie w parze z estetyczną euforią i rozgrzewającym poczuciem otwartości na innych. Osoba, która chociaż raz zanurzy się w twórczości Szwajcarki, zapragnie powracać do niej regularnie.

Cahn ogranicza się do trzech podstawowych kolorów: żółtego, niebieskiego i czerwonego. Często wybrana przez nią technika kontrastuje z poruszanym tematem – tak jest w przypadku pasteli przedstawiających czołg. W malarstwie zawieszonym gdzieś między figuracją a abstrakcją wykorzystuje nasycenie barw krwistością oraz przenikanie się poszczególnych odcieni. Malarka po mistrzowsku operuje także prostą, komiksową kreską, co widać chociażby w rysunkach z serii „milcząca siostra, miłe głowy z włosami”, stworzonych po samobójczej śmierci siostry.

Z czasem obrazy i rysunki odsłaniają kolejne warstwy znaczeń. Spod hipnotyzujących barw, które mamią jak piękny górski krajobraz (być może to skojarzenie nie jest przypadkowe, biorąc pod uwagę fakt, że artystka tworzyła w Alpach), wyłaniają się ciężkie przeżycia znane nam z mediów i telewizji. Tak jest chociażby z tragedią uchodźców, którzy utonęli u wybrzeży Morza Śródziemnomorskiego. Artystka, wstrząśnięta faktem, że po zakończeniu programu pomocowego UE przestała ich ratować, zadedykowała im obraz zatytułowany „BŁĘKIT”. Razem z „rozpadem” tworzy on klamrę spinającą ekspozycję.

Oprócz tematów wynikających z niezgody na cierpienie i niesprawiedliwość Cahn odmitologizowuje kobiecą przyjemność. Niejednokrotnie odwołuje się przy tym do „Początku świata” Gustave’a Courbeta. Artystka rozpoczęła swoją przygodę z tym obrazem od stworzenia nowej, autorskiej wersji dzieła. Domalowała nagiemu kobiecemu korpusowi głowę, której Courbet poskąpił postaci. Jako świadoma działaczka polityczna Cahn często ukazuje silne, pozbawione wstydu kobiety, również w trakcie masturbacji. „Początek świata” wiele mówi o historii sztuki, która przez stulecia była tworzona przez mężczyzn, dla mężczyzn i z punktu widzenia mężczyzn. Laura Mulvey określiła uprzedmiotawiający sposób postrzegania jako male gaze. Przejawia się on poprzez ukazywanie kobiet w kontekście seksualności, w sprowadzaniu ich do roli obiektów przyjemności wzrokowej.

Mężczyźni mieli monopol na edukację artystyczną, a w muzeach narodowych do dzisiaj dominują tworzone przez nich wizerunki kobiet, które „albo są femmes fatale, albo stanowią pasywne obiekty męskiej konsumpcji” – powiada Clare Gannaway, kuratorka Manchester Art Gallery. To za jej sprawą ze ścian muzeum na jakiś czas zniknął obraz „Hylas i nimfy” Johna Williama Waterhouse’a, co wywołało w Wielkiej Brytanii zamierzoną debatę publiczną na temat reprezentacji kobiet.

Cahn, podejmując wątek kobiecości, koncentruje się na odmiennym, bardziej osobistym doświadczeniu. Można powiedzieć, że przepisuje żeńskość na nowo. Zmusza widza, aby skonfrontował się z ciałem obu płci w jego prawdziwej, nieupiększonej postaci. Do tego artystka dokłada inne dotykające kobiet kwestie –  jak przemoc fizyczna (również kobiet wobec mężczyzn) czy ekshibicjonizm.

Postaci malowane przez artystkę nie są spersonalizowane, nie posiadają charakterystycznych dla siebie rysów twarzy i trudno byłoby powiedzieć, kogo przedstawiają. Faktem jest, że Cahn osobiście pozuje do wielu malowanych przez siebie aktów, ale niechętnie nazywa je autoportretami. Są to raczej wizerunki kobiet, które uosabiają pojedyncze doświadczenia czy problemy. W interpretacji tego malarstwa mogą pomóc tytuły poszczególnych prac: „czarnawojowniczka”, „czujna” czy „mogłabymtobyćja”.

W obrazach Cahn na plan pierwszy wysuwa się pewne uniwersalne przesłanie – obojętnie, czy jest to apoteoza przyjemności, jak w „marzeniu”, czy niezgoda na wojnę, jak w „polskiej rurze (wyrzutni rakietowej)”. Artystka empatyzuje z „Innym”, przy czym często sięga po symbolikę przemocy i śmierci, aby snuć opowieść o niosących cierpienie, instynktownych i niejednoznacznych zachowaniach człowieka.

W malarstwie Cahn obie płci są równe – tak samo silne i okrutne. Tworzone przez artystkę akty męskie i żeńskie mają więcej podobieństw niż różnic. Kobiety i mężczyźni posiadają co prawda dystynktywne cechy płciowe, na przykład penisa (niekiedy specjalnie zaznaczonego odmiennym, rzucającym się w oczy kolorem), piersi czy waginę, ale przeważnie na tym różnice się kończą. Tak naprawdę nie jest istotne, czy dany obraz przedstawia mężczyznę czy kobietę.

Stworzona przez Cahn postać everywoman czy everymana stanowi metaforę stanów emocjonalnych, spostrzeżeń lub przemyśleń. Nasuwają mi się skojarzenia z Bobem i Sally z malarstwa Davida Lyncha; zarówno formalnie, jak i pod względem treści. Artyści podobnie przedstawiają ludzkie, pozbawione cech szczególnych twarze i postaci oraz niejednoznaczne gatunkowo zwierzęta. Łączy ich pewna fascynacja okrucieństwem i instynktownym zachowaniem człowieka. Nie ma to jednak nic wspólnego z epatowaniem przemocą, a jest raczej wyrazem wrażliwości na ludzką krzywdę.

Oddzielny wątek w twórczości Cahn stanowi stygmatyzacja seksualnej przyjemności. Malarka porusza ten temat między innymi w serii prac z muzułmankami. Na szczególną uwagę zasługuje jedna z nich. Niewielkich rozmiarów obraz w Muzeum nad Wisłą zawisł wysoko w rogu sali. Dopiero po przyjrzeniu się mu z bliska możemy zauważyć, że ubrana w burkę kobieta ma odsłonięte narządy płciowe. Takie przedstawienie stanowi formę sprzeciwu wobec statusu kobiety w krajach arabskich oraz negowania oznak kobiecej seksualności przez kulturę islamu.

Twórczość szwajcarskiej artystki była swego czasu bardzo nowatorska. W latach 70. Cahn zaczęła się obracać w awangardowym środowisk twórców związanych z galerią Stampa. Miejsce to promowało tak znane dziś performerki, jak Ulrike Rosenbach czy Valie Export. Jednak w przeciwieństwie do nich urodzona w 1949 roku Cahn znacznie dłużej musiała czekać na sukces artystyczny. Z pewnością robienia kariery nie ułatwiał fakt, że jej ulubioną techniką był rysunek węglem (dopiero w latach 80. włączyła do niego kolor), a do połowy lat 90. konsekwentnie unikała malarstwa. Tak naprawdę świat docenił Cahn na dużą skalę dopiero podczas Documenta 14 w 2017 roku. (Artystka po raz pierwszy miała uczestniczyć w wydarzeniu w 1982 r., ale wycofała swoje dzieła z wystawy w wyrazie protestu.) Obecnie jej prace znajdują się w wielu światowych kolekcjach, między innymi w nowojorskim MoMA.

Mimo to otwarcie wystawy Cahn w Muzeum nad Wisłą cieszyło się umiarkowanym zainteresowaniem. Może to przez black friday, a może przez konkurencję w postaci Natalii LL w lokalu_30 i „Coming Out 2019” w Woli Retro. A może ma rację (wciąż) Linda Nochlin, która w eseju „Dlaczego nie było wielkich artystek?” wyjaśnia, że wielkość artystek różni się od wielkości artystów. Chociaż od wielu dekad wątek ten do znudzenia wybrzmiewa w debatach, artykułach i na wystawach, w dalszym ciągu jest on aktualny. Zastanawiające jest, dlaczego temat masturbacji kobiet nadal szokuje, podczas gdy prace problematyzujące męską seksualność, na przykład dzieła Roberta Mapplethorpe’a czy Andy’ego Warhola weszły do kanonu.

Skąd zatem w tytule mojego tekstu „Cicha bohaterka”? Zainspirował mnie obraz Cahn „mogłabymtobyćjak”. Na pierwszy plan wysuwa się na nim rodzina muzułmańskich uchodźców. Oglądając płótno z bliska, nad postacią w burce możemy dostrzec wtapiającą się w tło, niewidoczną z daleka, nagą kobietę z podniesionymi do góry rękami – być może jest to zaangażowana politycznie, walcząca o prawa kobiet everyCahn.

Osoby, które zakochały się w twórczości artystki, będą mogły powracać do obrazów w różnych okolicznościach. Muzeum nad Wisłą zakupiło dwie prace, a wystawie towarzyszy bogato ilustrowana publikacja (dostępna także on-line) „Miriam Cahn: Ja, istota ludzka”, która ukazała się pod redakcją kuratorki wystawy, Marty Dziewańskiej.

 

„Miriam Cahn: Ja, istota ludzka”
kuratorka: Marta Dziewańska

Warszawa, Muzeum nad Wisłą
29.11.2019 – 1.03.2020

fot. Daniel Chrobak | źródło: artmuseum.pl