Archiwum
16.04.2015

Burzmy kościoły! / Chrześcijaństwo dla zaawansowanych

Marek S. Bochniarz
Teatr

„Gdzie w tym bałaganie postawi pan Matkę Boską?!?”
Anna-Maria, zgorszona widokiem zagraconego pokoju pana Rupnika, „Raj: wiara” Ulricha Seidla

„To ważne, aby na progu dorosłości płomień wiary urósł w siłę – żeby rozświetlił ten mroczny świat, a inni mogli ujrzeć kogoś wyjątkowego, kto nie sprzedał swojej duszy: Wojownika Chrystusa”
ojciec Weber do swej trzódki, „Droga krzyżowa” Dietricha Brüggemanna

Po obejrzeniu „Męczenników” najpierw myślimy, że to proste, czy wręcz prostolinijne przedstawienie. A Grzegorz Jarzyna wystawił sztukę o fundamentalizmie religijnym po europejsku, czyli – zwłaszcza w czasach, gdy jesteśmy Charliem Hebdo – rzecz na gorący temat społeczny. Wówczas uprawiałby jednak li tylko teatralną reporterkę: oto bierze ważną sztukę cenionego dramaturga, pasującą pod uprzednio wydumane, postępowe przesłanie i z jej pomocą komentuje niedawne wydarzenia. Udało mu się jednak o wiele więcej – wymierzył siarczysty policzek coniedzielnym katolikom, którzy już dawno zapomnieli, po co im ta religia – i skąd się wzięło chrześcijaństwo.

W „Męczennikach” toksyczną iskrą religijnej pasji jest zarażona Lidka – nastolatka wychowywana (lub ignorowana) przez samotnego ojca. Dziewczyna po śmierci rodzicielki ukojenie znajduje w szatańskich wersetach Dobrej Książki. Dlaczego szatańskich? Bo Pismo wypełnia pustkę w sercu i umyśle zagubionej Lidki, zapełniając je perwersyjnymi wersetami z najbardziej kultowej książki świata. Ich lektura w stylu dowolnym, jakiej panicznie boi się duchowieństwo, rozsadza wszystkie więzi Lidki z doczesnością. W starciu z zachłannym Słowem przegrywają wszyscy: rodzina, szkoła, potencjalna kochanka z chromą nogą (dobry materiał na cudowne uzdrowienie, choć zły na partnerkę, bo lesbijstwem ortodoksi się już brzydzą), a nawet… ksiądz.

Kleryk z „Męczenników” ma spory apetyt na świętokradztwo – wymianę lidkowego złotoustwa na drobne podczas spotkań wiernych, typu oaza. Dziewczyna brzydzi się jednak instytucjonalnymi półśrodkami. Przemawianie do tych, których wiara jest letnia, wywołuje w niej mdłości. Lidka odczuwa też wstręt do Domów Bożych – z chęcią zburzyłaby te kuriozalne budynki, gdyż jej bóg jest za duży na śmieszne budowle wzniesione ludzką ręką. Przebywa wszędzie i ma nieokreśloną formę, niewyobrażalną dla maluczkich. W „Męczennikach” bóstwo przypomina starotestamentowego Jahwe, twardego i nieczułego niczym głaz na modły i gusła Lidki, obojętnego na jej śmieszne, niewinne zabawy w proroka Pisma i uzdrowiciela.

Marius von Mayenburg w postaci Lidki przypomina nam stare i niepokorne czasy pierwszych chrześcijan, kojarzące się z anarchizmem i kulturalną alternatywą, rytuałami odgrywanymi w mroku i poza głównym, politeistycznym nurtem ówczesnej Europy. Być może, gdyby chrześcijanie poszli drogą ikonoklazmu i ekstremizmu, rezygnując z instytucji kapłaństwa, nie przystali na półśrodki i złagodzenie religijnych reguł, dziś przypominaliby swoim zachowaniem Lidkę, chrystusową bojowniczkę o przywrócenie podziałów na nieskazitelną jasność i aksamitny mrok.

W adaptacji Grzegorza Jarzyny zachwyca dzika energia Justyny Wasilewskiej w roli Lidki – w sztuce istoty fizycznie kruchej, ale też pałającej zagadkową siłą religijnej ascetki i –spalającej się na wzór feniksa, który zawsze otrzepie przydymione pióra i podejmie przerwany lot. Reżyser, który dekadę temu wystawił „Cosi fan tutte” Mozarta w poznańskim Teatrze Wielkim w eksplozywnej poetyce horror vacui, tym razem ograniczył się do oszczędnych środków, aby tym silniej wybrzmiały ideowe pojedynki słowne ze sztuki von Mayenburga. Elementy wideo Roberta Mleczki, w większości zrealizowane w konwencji realistycznej, sugerują, że Jarzyna – gdy wystawia sztuki w teatrze – trochę tęskni do kina. Gdy sięga jednak po język filmu w „Między nami dobrze jest” Doroty Masłowskiej, produkuje z jego pomocą bardzo teatralne rzeczy.

Być może to ostre rozdarcie, bezustanne balansowanie między teatrem a X muzą, jest w przypadku „Męczenników” skutkiem poddania się urokowi tekstu von Mayenburga, który należy do najlepszych spośród niemieckich świntuchów – pisząc banalnie, łudzi nas gładką powierzchnią, byśmy tym głębiej ugrzęźli w bagnie. Gdy dramaturg sięgnął po nazistowską przeszłość Niemiec w „Kamieniu”, pokazał, jak łatwo jego rodacy fabrykują historyjki o ocalonych Żydach przez dobrych rodziców, dziadków, krewnych, aby można było zachować twarz i dobre samopoczucie. „Męczenników” można z kolei potraktować jako wariację, dopisek do tematu z filmu Dietricha Brüggemanna „Droga krzyżowa” – odpowiedź na pytanie, co zrobiłaby gorąca wyznawczyni i zauroczony nią chłopak, gdyby mieli trochę więcej lat i hormonów w swoich ciałach.

Marius von Mayenburg, „Męczennicy”
reżyseria: Grzegorz Jarzyna
scenografia: Monika Pormale
wideo: Robert Mleczko
TR Warszawa
premiera: 14.03.2015

alt