Archiwum
09.01.2012

 

„Szesnaście lat. Mój pierwszy raz. Z twarzą Marylin Monroe”.
Myslovitz

Oczy. Przede wszystkim oczy. Zawsze lekko przymknięte, jakby uwodzicielskie spojrzenie przyrosło do jej twarzy na stałe. Rodzaj maski. Spora ilość makijażu, doczepiane rzęsy. I usta. Oczywiście pełne, przeważnie pod grubą warstwą czerwonej szminki. Uwodzicielsko rozchylone usta. Oto niekwestionowany symbol seksu wszechczasów. Ale też produkt,  obdarta z prywatności twarz. Protoplasta współczesnych celebrytek będących tylko i wyłącznie twarzą. Może dlatego Marylin Monroe nie wyobrażała sobie widoku pierwszych zmarszczek; tego, że nie będzie wzbudzać pożądania. Tym, co pozostało, są zdjęcia, bo to one, a nie filmy, utrwaliły jej wizerunek w kulturze. Dzięki wydanemu niedawno albumowi „Metamorfozy” możemy prześledzić, jak zmieniał się największy kobiecy symbol wszechczasów.

Album przygotował znakomity fotograf David Wills, który słusznie zauważa, że: „Gdy jednak ktoś staje się bożkiem, tracimy z oczu jego człowieczeństwo. Czasem nie pamiętamy, że za lśniącą maską kryła się ludzka istota – kobieta, która pracowała, mierzyła się z przeciwnościami i wątpiła w swój talent i swoją wartość”. Kto jednak w ten sposób postrzega Marylin Monroe? Budzi ona powszechne współczucie, bo jest oczywiste, że ostatecznie nie była szczęśliwa. Jedyne, co tak naprawdę o niej wiadomo, to że była piękna. Andy Warhol dostrzegał w niej jednak wyłącznie piękno zewnętrze: „Jak kolory, bo one też są piękne” – dodawał.

„Metamorfozy” nie są literacką opowieścią o życiu Marylin. To fotoopowieść ukazująca przemianę rudej grubaski w ikonę popkultury. Opisy ograniczają się do krótkiego wstępu i kilku cytatów. W tym przypadku zdjęcia mówią więcej niż setki tysięcy stron.

 „Marylin miała w sobie coś wyjątkowego. Czasem była eteryczna, a czasem przypominała kelnerkę z przydrożnego baru”.
Truman Capote

Lekarz odbierający poród 1 czerwca 1926 roku nie zobaczył w Normie Jeane nic szczególnego. Dziecko jak każde inne: „Nikt nie rodzi się Marylin. Nią się zostaje” – powiedział położnik. Banał, ale jak to w każdym banale, jest niezaprzeczalna prawda życiowa, której prostotę dostrzega się z wiekiem. Zanim narodziła się Monroe, była Normą, grubiutką dziewczynką z fabryki samochodów, która przed ukończeniem 21 roku życia, zdążyła się rozwieść i rozpocząć karierę. Rozdział ilustrujący ten etap jej życia David Wills nazywa „Kokon”, kolejny zaś to „Przeobrażenie”. Brutalne, jeśli rozpatrzymy to w kategoriach lepidopterologii – poczwarka, mimo że ma przeistoczyć się w motyla, jest tylko poczwarką (wstrętną, obrzydliwą poczwarką), niezgrabnym obiektem. Czy Vladimir Nabokov w genialnej powieści „Lolita” nie opisuje jednak tego momentu jako najpiękniejszego? Coś jest na rzeczy, skoro ekscentryczny producent filmowy Howard Hughes zwrócił uwagę na niepozorną dziewczynę z osiedla. Wtedy narodziła się Marylin Monroe.

„Marilyn Monroe to tak potężny mit, że ciężko byłoby coś w nim zmienić. Ona była przezroczysta. Rozsadzała fałszywe, stereotypowe wyobrażenie o gwieździe, wykreowane przez filmy”.
Krystian Lupa

Kolejne etapy to wzlot i upadek: dziewczyna kochająca diamenty, symbol seksu, kobieta wzbudzająca pożądanie mężczyzn i zazdrość kobiet. I samobójczyni. Naga w swoim łóżku ze słuchawką telefonu w dłoni. Szczyt sławy trwał stosunkowo krótko, Marylin była na ustach wszystkich w zasadzie przez dwa lata (1952–1954). Z tego okresu pochodzą najsłynniejsze jej zdjęcia i niemal każdy plakat, na którym pokazuje śnieżnobiałe zęby i czerwone usta. Monroe śpiewająca dla amerykańskich żołnierzy; Monroe przytulająca brylanty; Monroe z rozwianą sukienką w obrazie „Słomiany wdowiec”. Znamienne jest, że rozdział poświęcony temu etapowi („Syriusz”) kończy fotografia Marylin ubranej w skromny szlafrok, wpatrującej się w dal, zamyślonej.

Podejrzewać można, że męczyło ją królowanie. Tak, uwielbiała sprawiać przyjemność widzom, ale czy czuła się aktorką? Pierwszy dramat, w jakim zagrała („Skłóceni z życiem”) był zarazem jej ostatnim filmem. Nie ma sensu tego rozważać. Powstają o tym dziesiątki książek, filmów, spektakli, dziś poznajemy Marylin inną, bez drogich sukienek i brylantów, kochanków i znanych reżyserów. Oddaje się cześć aktorce, nie ciału.

Na jednym z ostatnich zdjęć wykonanych przed jej tragiczną śmiercią, Marylin stoi na plaży ubrana w gruby sweter, spieniona woda uderza o jej łydki, zasłania stopy. Ona patrzy wprost w obiektyw, nie uśmiecha się. Stoi tyłem do oceanu i sprawia wrażenie zaskoczonej, jakby pierwszy raz nie zdążyła zapozować.

David Wills i Stephen Schmidt, „Metamorfozy Marilyn Monroe”
Wydawnictwo Znak
Kraków 2011

alt