Archiwum
15.07.2016

Siła różnorodności i inne historie

Michał Piepiórka
Film

Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych Animator to impreza o ugruntowanej pozycji nie tylko w Polsce. Co roku ściąga wielkie nazwiska światowej animacji i pozwala zapoznać się z najlepszymi dokonaniami animatorów. Bawi, porusza i edukuje. Kolejny raz zalała Poznań potokiem animowanych obrazów, wśród których znalazły się prawdziwe perełki.

Na Animatorze podczas licznych retrospektyw prezentowana jest twórczość znakomitych artystów. W tym roku szczególnie dużo miejsca poświęcono kinu lalkowemu i kinematografii chorwackiej. Odbyły się również liczne pokazy specjalne, na czele z polskimi premierami znakomitych animacji pełnometrażowych: „Czerwonego żółwia” Michaela Dudoka de Wita i „Niesamowitego świata April” Christiana Desmares’a i Francka Ekinciego. Jednak to sekcje konkursowe są zawsze wizytówką filmowych imprez i to właśnie ich poziom określa pozycję festiwalu na świecie.

Nagrodę Złotego Pegaza otrzymał w tym roku Igor Kovalyov za film „Before Love”. Widzowie sekcji konkursowych mogli być nieco zdziwieni tym wyborem jury. Sam twórca przyznał, że widział na festiwalu 5-6 lepszych filmów od swojego dzieła. Można byłoby się pokusić o wskazanie nawet większej liczby animacji, które wypadły ciekawiej i oryginalniej. Zwycięski film opowiada o perypetiach miłosnego trójkąta, w ramach którego dochodzi do zdrady, rozkwitu miłości i pojedynku o ukochaną. Nic oryginalnego – całość ratuje kunsztowna strona wizualna, łącząca animację komputerową z rysunkową.

Znacznie ciekawiej wypadły choćby dwa filmy, które zasłużenie otrzymały dwie kolejne nagrody – Srebrnego i Brązowego Pegaza. Pierwszy z nich, „Ślepa Vaysha” Theodora Usheva, zachwyca przede wszystkim formą, nawiązującą do ludowego drzeworytnictwa przełamanego ekspresjonizmem. Obraz nie jest li tylko efektownym ozdobnikiem, a pomostem łączącym tradycyjną wyobraźnię z duchem awangardy, która czerpała z twórczości naiwnej. Bohaterka, niezwykła dziewczyna widząca jednym okiem przyszłość, a drugim przeszłość, jest jednak ślepa na teraźniejszość, co uniemożliwia jej normalne funkcjonowanie. Akcja animacji rozgrywa się w rzeczywistości wiejskich znachorów, przepełnionej wiarą w magię. Tylko w takich realiach mogła się pojawić tak wyjątkowa postać. Ushev zaopatrzył całość w jasno wyartykułowane przesłanie, komentujące kondycję współczesności, lecz zostało ono wyrażone w szczególnie oryginalny sposób.

Brązowy Pegaz trafił do Phila Mulloya za minimalistyczną, ale znakomitą „Ostateczną rozgrywkę”. Wizualnie film przypomina prostą grę komputerową. Na całość składa się kilka białych plansz z plątaniną kresek tworzących ledwo zarysowany krajobraz. Mikroskopijni ludzie zostali przedstawieni jako identyczne, malutkie punkciki. Zaczyna się niewinnie: dwaj przyjaciele po całym tygodniu pracy lubią w weekend pograć w gry wojenne. Widzimy, jak strzelają do ptaków, potem do żyrafy. Pierwszy level zaliczony. Potem pojawia się helikopter, głośny batalion wojsk, anonimowa grupa cywili, kolejne strzelające punkty. Całość przestaje być czytelna, nie wiadomo, czy to wciąż gra i kto bierze w niej udział. Błaha zabawa zamienia się w pogrom, ludobójstwo, gwałt. Rozpacz – że to tak łatwo przechodzi, z niczego rodzi się bestia.

Podobną przewrotnością charakteryzował się zwycięski obraz konkursu pełnometrażowego – „Niezłe jaja!” Penny Lane, opowiadający o szczególnej postaci. John R. Brinkley był milionerem, który dorobił się na medycynie niekonwencjonalnej i branży radiowej. Zasłynął z przeszczepów z kozich jąder, poprawiających seksualną sprawność mężczyzn, a jego popularne audycje gromadziły pokaźne grono słuchaczy. Otarł się nawet o posadę gubernatora. Dla jednych Brinkley był wizjonerem, dla innych szarlatanem. Film jest adaptacją oficjalnej biografii lekarza, która okazała się całkowitą bujdą. Jej celem miało być jedynie stworzenie cudownej legendy Brinkleya, zmagającego się z prześladującymi go „niegodziwcami”. Lane skonstruowała swój film w taki sposób, byśmy wpierw zapoznali się z oficjalną wersją historii Brinkleya, którą animatorka rozbija w proch na samym końcu. Animacja ma tu kapitalne znaczenie – to właśnie ona staje się elementem, który wspiera fikcję. Dzięki niej twórczyni może kreować przeszłość równie swobodnie, jak robił to sam Brinkley. Film wskazuje na mechanizmy manipulacji, ostrzega przed siłą mediów i wymaga od oglądających nieustannego krytycyzmu. Decyzja o przyznaniu nagrody właśnie temu filmowi była jak najbardziej słuszna.

Na koniec kilka słów o pominiętych. Szczególnie zawiedzeni powinni czuć się polscy twórcy, którzy przedstawili w tym roku kilka dobrych tytułów. Najlepiej wypadły dwie animacje, które otrzymały nagrody, ale w kategoriach pobocznych: „Kinki” Izumi Yoshidy – za szczególne walory artystyczne i „Figury niemożliwe i inne historie II” Marty Pajek – za najlepszy film polski. Pierwszy z nich to jedyny w swoim rodzaju abstrakcyjny thriller, straszący nasiąkającymi tuszem serwetkami czy dartym papierem. Yoshidzie za pomocą odpowiedniego kadrowania, zbliżeń i manipulowania ostrością udało się wykreować z przedmiotów codziennego uczynku abstrakcję, która daje wgląd w świadomość psychopatycznego mordercy. Natomiast animacja Pajek była moją faworytką do zwycięstwa. Opowiada o kobiecie zagubionej we własnej codzienności, reprezentowanej przez dom podlegający ciągłym modyfikacjom. Pęczniejące mieszkanie zarasta dżunglą wspomnień, lęków i pragnień. Bohaterce trudno odnaleźć się w tej gęstwinie, w której rodzi się coś nowego, co przeraża jeszcze bardziej.

To była kolejna udana edycja Animatora, której uczestnicy mogli nie tylko obejrzeć najlepsze filmy animowane tego roku, ale również zgłębić tajniki rzemiosła, lepiej poznać historię medium i przybliżyć sobie twórczość znakomitych współczesnych twórców. Ten festiwal jest jak kalejdoskop. Podczas pokazów przed oczami wirują obrazy, mieszają się stylistyki i artystyczne wrażliwości. To udowadnia, że siła tkwi w różnorodności.

9. Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych Animator
Poznań
8–14.07.2016