Archiwum
17.06.2020

All Lives Matter

Michał Piepiórka
Film

Skazaniec leży na łóżku przypięty pasami i wije się z bólu. Miał umrzeć bezboleśnie i momentalnie, ale coś poszło nie tak. Zasłonka oddzielająca miejsce egzekucji od widowni zostaje zaciągnięta, a zielonkawy płyn wciąż jest wtłaczany do ciała mężczyzny. Z zimną obojętnością przygląda się temu Bernadine – naczelniczka więzienia. „Clemency” Chinonye Chukwu – zeszłoroczny zwycięzca festiwalu Sundance – oferuje jedno z najbardziej wstrząsających otwarć w kinie ostatnich lat. Film ma być jak bolesny zastrzyk, który otworzy oczy i uwrażliwi na barbarzyństwo amerykańskiego prawa.

Chłód naczelniczki był tylko wyrobioną przez lata doświadczeń pozą, którą coraz trudniej utrzymać kobiecie. Pod maską obojętności kotłują się w niej ból, strach, współczucie, których nie może pokazać – jest przecież profesjonalistką. Od lat kieruje więzieniem, feralna egzekucja była jej jedenastą. Za chwilę będzie musiała przygotować (się na) kolejną. To właśnie jej rozchwiane emocje, zawodowe wypalenie, uczuciowa oziębłość, depresje, bezsenność, konflikty z mężem sprawiły, że Chukwu postanowił opowiedzieć o karze śmierci. Był to wybór tyleż oryginalny i intrygujący, co niebezpieczny.

Szczególnie dobrze to widać, gdy „Clemency” zestawi się z innym zwycięzcą wielkiego festiwalu z ostatnich miesięcy – „Zło nie istnieje” Mohammada Rasoulofa, tryumfatorem w Berlinie. Podejmując kwestię etyki dopuszczonego przez prawo zabijania skazańców, Irańczyk skupia się jednak na ostatnim elemencie łańcucha śmierci: tych, którzy naciskają przyciski i opuszczają zapadnie. Choć reżyser nie zrzuca na nich odpowiedzialności, zwraca uwagę, że za barbarzyńskim systemem zawsze stoją ludzie. Dla jednych to zawodowa rutyna, dla innych koniec świata. Zawsze jednak istnieje, twierdzi Irańczyk, moralny wybór: wspierać zło, albo mu się przeciwstawić.

Natomiast bohaterka Chukwu zasłania się paragrafami i procedurami. Kobieta nie może nikogo uniewinnić, nikomu odłożyć kary ani nad nikim ulitować się – choćby jej serce krwawiło. Jest bezradna i bezsilna wobec tego, co dzieje się wokół niej. Jest trybikiem, dzięki któremu śmiertelna machina działa tak sprawnie, choć reżyser widzi w niej ofiarę. Bernadine cierpi na bezsenność; jeśli śni – są to koszmary, w których to ona jest przypinana do łóżka.

Trudno rozsądzić, które podejście do kary śmierci jest moralnie właściwsze – jednoznacznie, ale również bezwzględnie piętnujące wszystkich uwikłanych, jak robi Rasoulof, czy jednak zrzucające odpowiedzialność na bezosobowy system i zimne procedury, jak widzimy to w filmie Chukwu. Obie krytyki zalegalizowanej przemocy nie dostrzegają złożoności systemu, a winnych chcą widzieć tylko po jednej stronie. A także, co może ważniejsze, nie dostrzegają w prawie narzędzia konstruowania społecznych relacji – w Iranie cynicznego neutralizowania kary śmierci poprzez włączanie w proces egzekucji zwykłych obywateli, a w USA roli obywateli w procesie formowania prawa i potencji społecznego nieposłuszeństwa. Rasoulof powinien przyjąć lekcję oferowaną przez Chukwu – że system ma znaczenie; natomiast amerykański twórca powinien zauważyć, to o czym mówi Irańczyk – że prawo nigdy nie jest bezosobowe.  Twórcy są natomiast zgodni w jednym – kara śmierci, czy to przez powieszenie, czy tylko pozornie „bardziej humanitarne” wstrzyknięcie trucizny, jest barbarzyństwem, na które nie może być zgody.

Paradoksalnie wybrzmiewa to mocniej w filmie, w którym spoglądamy na osoby uwikłane z empatią. To właśnie poprzez poszerzenie kręgu ofiar „Clemency” ma tak wielką siłę oddziaływania. Przez lata maskowany ból i wytrenowany chłód obojętności nie mogły nie odbić się na psychice Bernadine. Poznajemy ją w momencie przełomowym, choć bohaterka nawet przed samą sobą nie jest w stanie się przyznać, że jej czas w zawodzie powoli się kończy. Ale nie musi o tym mówić, nawet nie musi o tym wiedzieć, zdradza ją jej własne ciało: nieobecne oczy, powłóczące nogi, bezwładnie opadające ręce, nieustanne napięcie na twarzy, które znika dopiero po kilku drinkach. To właśnie te drobne cielesne niuanse zaświadczają o egzystencjalnym bólu doświadczanym bez bohaterkę.

Nie byłoby tego filmu, gdyby nie te drobne somatyczne symptomy, składające się na znakomitą, oszczędną, ale bardzo wymowną grę Alfre Woodard. Mocnych, jednoznacznych scen w „Clemency” nie brakuje – na czele ze wspominaną, z samego początku filmu. To jednak nerwowy uśmiech Woodard, jej martwe oczy, zastygła twarz czy niezręczna gestykulacja są najbardziej sugestywne.

Film ma również bardzo delikatnie zarysowany wymiar rasowy. Obaj pokazani w filmie skazani nie są biali; jeden jest Latynosem, drugi Afroamerykaninem. Szczególnie w przypadku tego drugiego kolor skóry wydaje się problematyczny. Aldis przesiedział w celi śmierci 15 lat, przez ten czas nie udało się jednoznacznie ustalić, czy jest on winny zabójstwa policjanta. Mimo bardzo mocnych przesłanek zaświadczających o niewinności kary śmierci nie uchylono. Chukwu nie zależy, by interpretować tę niesprawiedliwość wyłącznie poprzez kategorię rasy; nie może być jednak przypadkiem, że wszystkie pokazane w filmie ofiary – na czele z Bernadine – nie są białe. Nie bez znaczenia pozostaje to dziś, gdy w Stanach Zjednoczonych mają miejsce protesty przeciwko systemowej przemocy skierowanej w czarnoskórych obywateli. Kara śmierci jest zwieńczeniem tego systemu. Aż 40% osadzonych w celach śmierci to Afroamerykanie. Różnica pomiędzy przemocą na ulicach, a tą z celi śmierci leży w tym, że ta druga ma swoje oparcie w prawie stanowym i została zamaskowana humanizującymi procedurami. Chukwu jednak pokazuje, że jest ono niedopuszczalne w niemniejszym stopniu niż nadużycia policji. Prawo i procedury są równie wyniszczające i groźne jak systemowy rasizm; a jednocześnie stanowią jego wcielenie. Czy zatem kontestacji nie powinno podlegać również niesymetryczne prawo? Jaka jest różnica między zalegalizowaną przemocą a bezprawną? Czy nie jest podobna do tej między śmiercią przez zastrzyk a uduszenie? Czy nie jest tak, że to żadna różnica.

Sprawa wydaje się paląca tym bardziej, że faktycznie dotyczy wszystkich amerykańskich obywateli. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Chukwu, dlatego krytyka kary śmierci zaprezentowana w „Clemency” ma wydźwięk uniwersalny –  twórca staje w obronie elementarnego prawa człowieka, jakim jest prawo do życia. Chinonye Chukwu wskazuje na barbarzyństwo kary śmierci, nawet gdy jest maskowana hasłami „humanitarna”. Zawsze wiąże się ona bowiem z nieopisanym bólem, strachem, psychicznym załamaniem – zarówno ofiar, ich rodzin, jak również wykonawców rozkazów, przychodzących z góry. W tym wypadku all lives matter.

 

„Clemency”
reż. Chinonye Chukwu
premiera światowa: 27.01.2019
Film dostępny na platformach Player.pl, Canal+
i Chili.

Alfre Woodard in "Clemency", dir. Chinonye Chukwu