Archiwum
25.05.2011

Poetyccy innowiercy

Tomasz Bombrych
Podskórny Poznań

V edycja festiwalu Poznań Poetów 2011

„Wszystko to poetyckość”* (Hanna Maria Zagulska)
Te właśnie słowa przyświecały majowemu festiwalowi: Poznań Poetów. Piąta już edycja odbyła się w tym roku w dniach 17–20 maja i gościła w Poznaniu poetów i krytyków z całego kraju (oraz kilku ze świata). Poetyckość była tu badana na różnych poziomach: od spotkań literackich, przez koncerty (slamy), na meczu futbolowym kończąc. Nadwarciańskie święto poezji (odbywające się regularnie co 2 lata) w tym roku zaserwowało nam sporo atrakcji. Bo przecież czym byłaby poezja, „która nie ocala Narodów ani ludzi”?

„Czasami jestem hamburgerem” (Marcin Świetlicki)
Festiwal otworzyło spotkanie poświęcone Marcinowi Świetlickiemu, którego nazwisko jak magnes przyciągnęło rzesze tłumów głodnych poezji naczelnego poety „bruLionu”. Postać ta jak rzadko która potrafi oczarować publikę, nie tyle swoją erudycją (którą przecież można wyczytać z wierszy), a raczej ironicznym i kontestatorskim podejściem do życia, ludzi czy właśnie poezji. I chyba właśnie na tym opiera się świeżość i niepowtarzalność wierszy Świetlickiego, które już od czerwca będziemy mogli czytać w całości. Zapowiedź „Wierszy zebranych” sprowokowała dyskusję na temat kondycji twórczej poety w ogóle. Komentarze wygłoszone przez trójkę literaturoznawców (Jarosława Borowca, Jerzego Borowczyka, Agnieszki Kijak )dopełniły całości spotkania. Nie zabrakło oczywiście czasu na czytanie wierszy – bo tak naprawdę to one są najważniejsze.

Rewersem spotkania ze Świetlickim stał się wieczór poetycki Adama Zagajewskiego. Obaj panowie reprezentują odmienne temperamenty poetyckie. Zagajewski to poeta-korfeusz, pełen powagi, ukrytej ironii. Jak trafnie zauważył to Jakub Misun w gazecie festiwalowej: „mówi się, że Adam Zagajewski pisze wciąż ten sam wiersz. Zabiera czytelnika ciągle na te same spacery, opowiada te same historie: o Lwowie, o Gliwicach, o Zagładzie. Że upaja czytelnika pięknem świata, nie zauważa niczego poza ogrodami […]”. Zagajewski nie zwodzi czytelnika ornamentem, efekciarstwem, klasyczny ton jego wierszy pozwala się odnaleźć we współczesnym świecie i każe szukać oparcia w tym jednym wierszu rozpisanym na setki innych.

„Kobieta to wiersz” (Anna Michałowicz)
Poznań Poetów to również okazja do zaprezentowania poezji kobiecej. W tym roku na zaproszenie odpowiedziała Marie Lundquist – wyrazisty głos współczesnej poezji szwedzkiej. Urodzona w 1950 roku w Szwecji, zadebiutowała w 1992 roku tomem „Chodzę i zbieram swój ogród przed nocą”. Pojawiły się w nim proza i poezja, które cechują jednocześnie malarskość i narracyjność. Kolejne tomy będą dopełnieniem i rozwinięciem tej metody pisarskiej. W jednym z wierszy autorka pisze o tym „jak trudno jest / mówić” – mówić wierszem, obcym językiem, mówić w ogóle. Poezji paradoksalnie bliżej do ciszy, zamilknięcia, pustki. Gdzieś pomiędzy ciszą a rozmową toczyło się to spotkanie.

Swój wyraźny i zdecydowany głos zaprezentowały również polskie poetki: Joanna Roszak, Bianka Rolando czy Genowefa Jakubowska-Fijałkowska. Roszak i Rolando spięły piękną klamrą spotkania „Poznań Poetów (1989–2010) na których prezentowali się twórcy debiutujący w ciągu ostatniego dwudziestolecia. Mimo wyraźnej dominacji „poetów-samców”, obie panie pokazały, że mimo wszystko „kobieta to wiersz”.

„To, co mówisz, jest inne” (Łucja Dudzińska)
W programie nie zabrakło także gości z zagranicy. Reiner Kunze oraz Shiva Prakash pokazali jak to, co inne (kulturowo, językowo, światopoglądowo), daje się przełożyć na język poetycki. Shiva Prakash, poeta i dramaturg, profesor estetyki na uniwersytecie w New Dehli, stypendysta wielu światowych fundacji, wierzy, że „poezja to uniwersalny język przepisany na nieskończoną ilość języków i najróżniejsze sposoby”. Reiner Kunze (współczesny niemiecki poeta, prozaik i tłumacz) wystąpił wspólnie z własnym tłumaczem i poetą Jakubem Ekierem. Piękny dwugłos zaprezentowany w finalnej części spotkania pokazał, że poezja to nie to, co ginie w tłumaczeniu, a raczej synteza mowy oryginałów i pochodnych tłumaczeń.

„Gdy pod nogami plączą się basy” (Tomasz Bąk)
Festiwal Poznań Poetów nie byłby tym samym, gdyby nie towarzyszące mu akcenty muzyczne. W tym roku dominował muzyczny minimalizm. Zespół Niwea zabrał nas w duszny, narkotyczny świat wypełniony poezją. Wojtek Bąkowski przenosi wiersze w sferę hipnozy, czaruje słowem, obrazem. Zdania mnożą się, by w końcu osiągnąć punkt kulminacyjny. „Niwea gasi światło, znika po to, by wyraźniej było widać rzeczy główne” (Michał Lasota, Galeria Stereo). Scena pełna dymu to pierwotna pustka, z której ulatują słowa. Ich „drogę”,  na szczególną prośbę wokalisty, publiczność oświetliła latarkami i wyświetlaczami z komórek. Na tym nie skończyły się jednak muzyczne uniesienia. Kolejna koncertowa odsłona to Poznań Free Septet (Michał Fetler, Kuba Jankowiak, Szczepan Kopyt, Piotr Kowalski, Piotr Mełech, Paweł Rogoża, Lena Romul) – improwizacje muzyczne pełne barokowych uniesień, instrumentalnych współbrzmień, poetyckiej kakofonii.

„Nie podobam się publiczności, więc spieprzam” (Tomasz Bąk)
Slam to starcie, walka na słowa. Poeci-slamerzy niczym gladiatorzy walczą o miano najlepszego. Podium jest jednoosobowe, przetrwają najlepsi. Reszta zginie w mrokach kawiarnianych. Dawid Koteja, Kuba Przybyłowski, Andre Thaisz, Bohdan Bláhovec, Bob Hýsek i Mirek Kynčl zaprezentowali swoje oratorskie możliwości festiwalowej publiczności, do której należał głos decyzyjny. Poprzez aklamacje słuchacze wybierali swoich faworytów, gromkimi brawami nagradzali ulubieńców, a cichym pomrukiem – dezaprobatę. Tym razem otwarty popis slamerów z Polski i Czech wygrał Dawid Koteja. A lud ciągle domagał się „chleba i wierszy”.

„a ja rozmyślam jaka poezja przemówi / we mnie w tym czasie” (Przemysław Wolski)
Przemówili młodzi i starzy, debiutujący i zasłużeni, początkujący i nagrodzeni. Każdy z zaproszonych gości posiada odmienną dykcję poetycką mimo wspólnych głosów, poglądów, myśli. Każdy z poetów to literacki odmieniec, poetycki innowierca. Jak podkreśla kurator festiwalu profesor Piotr Śliwiński: „ich odmienność nie prowokuje do zniszczenia, lecz ciekawości. Układając program festiwalu, temu właśnie chcemy być wierni – ujawnić jak najwięcej różnic, w różnicach dostrzec jak najwięcej dialogów, w dialogach dosłuchać się bogactwa znaczeń”. Poezja przemówiła, a że nie zdarza się to zbyt często stolicy Wielkopolski, tym bardziej musimy uznać ten fakt za cud nad Wartą.

Poznań bywa poetycki. Raz na 2 lata porzuca laptopa i garnitur, by oddać się poetyckim bachanaliom. Frenetyzm przepadł między wierszami. Było – jak Pan Bóg mieszkańcom Poznania przykazał – grzecznie i porządnie. I chociaż kryje się w tym cień niedosytu, Poznań Poetów odniósł sukces.

* fragmenty wierszy pochodzą z „Almanachu wierszy niegotowych” wydanego w ramach festiwalu Poznań Poetów 2011

Poznań Poetów 2011
Poznań
17–20.05.2011

Fot. M. Kaczyński, CK ZAMEK