Archiwum
14.04.2018

Herstorie, polityka i podsłuchiwanie

Ula Kijak
Podskórny Poznań

Dużo tego. W siedmiu salach równocześnie. Żal, że nie można się rozdwoić, roztroić. Szczególnie żal, że jak ja będę gadać o sztuce feministycznej, to nie posłucham dwóch paneli o zaangażowaniu społecznym i jednego o biznesie naukowym. IV Wielkopolski Kongres Kobiet odbywa się pod hasłem „Wybory kobiet” i wybierać trzeba, a program nie pozwala iść na łatwiznę. Radź sobie, kobieto, ze swoimi wyborami. Nie można mieć wszystkiego.

Stulecie wywalczenia praw wyborczych kobiet wydaje się nadawać ton – niemal w każdym panelu pojawia się odwołanie do sytuacji kobiet sprzed 100 lat, przypomnienie Aleksandry Piłsudskiej, Pauliny Kuczalskiej-Reinschmit, Narcyzy Żmichowskiej, Marii Dulębianki i wielu, wielu innych. Herstoria, herstorie, herstoryczność. Na scenie stoją banery z sylwetkami czterech Wielkopolanek: Anieli Tułodzieckiej, Janiny Omańkowskiej, Heleny Rzepeckiej i Zofii Sokolnickiej – matek chrzestnych Powstania Wielkopolskiego. Cztery hasła funkcjonują jako motto IV WKK: „Działam”, „Wspieram”, „Mam wybór”, „Jestem sobą”. W programie widać dążenie do różnorodności i bardzo mocne nastawienie na aktywizację. Co chwila powracają, również w kuluarach, rozmowy o tym, co i jak udało się już osiągnąć, czego jeszcze możemy się nauczyć od babek, matek i sióstr – feministek – oraz jakie postulaty nas łączą. Bloomerki (grupa rekonstrukcji herstorycznej) paradują z rowerem, ale nie tylko one noszą stroje sprzed lat – suknie, fryzury i kapelusze à la sufrażystka nikogo nie dziwią. Wiek – na oko – od około roku do 80+.

23-letnia Zofia Nałkowska 111 lat temu krzyczała na Zjeździe Kobiet Polskich: „Chcemy całego życia!”, domagając się wolności obyczajowej i nie zgadzając się na ograniczanie istnienia kobiety do macierzyństwa. W „Centrum Chcemy całego życia!” IV WKK – dwa panele: o dobrych praktykach w życiu osób z niepełnosprawnościami i o raku piersi. W „Centrum odpowiedzialności społecznej” – o aktywności seniorskiej i szczęściu w zaangażowaniu społecznym. Jest jeszcze „Centrum aktywności kobiet” i „Centrum Uwolnij swój potencjał!” – tu cały wachlarz warsztatów: taneczne, twórcze, motywacyjne, wizerunkowe, biznesowe. Są też spotkania dotyczące: samoobrony dla osób z niepełnosprawnościami i seniorek/ów, dialogu obywatelskiego, bycia sobą w szkole, a także warsztat z ciałopozytywności dla nastolatek (na ten ostatni bezczelnie przyszłam pomimo kilkunastu lat dzielących mnie od wieku nastoletniego – prowadzące z Fundacji Mamy Głos przygarnęły i chwała im za to). Jeszcze panel o domowych biznesach, o akcji #MeToo i rozmowa „Ona, ona. O miłości prawie wszystko”.

Największą grupę wydarzeń stanowią jednak te skoncentrowane wokół działań i wyborów – przede wszystkim politycznych. Niczym refren powraca przypomnienie o nadchodzących wyborach samorządowych, każdorazowo okraszone apelem o startowanie i głosowanie w tychże. Kolejne panele i kolejne panelistki, które reprezentują politykę na szczeblu europejskim, krajowym, regionalnym, miejskich, gminnym. Opowiadają o swoich motywacjach i o walkach, które już stoczyły i dalej toczą. I te same cele – naprawdę, aż dziw, że taka spójność tu panuje – wśród działaczek społecznych, aktywistek, edukatorek. Działanie uliczne jest działaniem politycznym. Masz wybór – masz odpowiedzialność. Pojawiają się analizy i odwołania do Czarnych Protestów, do Manif, do KOD-u, do obrończyń i obrońców Puszczy Białowieskiej, do manifestacji antyfaszystowskich i antyrasistowskich, do Międzynarodowego i Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, do Socjalnego Kongresu Kobiet, do inicjatywy Ratujmy Kobiety, do Marszów Równości, do Obywateli RP. Zostaje wysunięty postulat utworzenia Miejskiej Rady Kobiet. Przypomniane są postulaty ekonomiczne, równościowe, demokratyczne.

Przerwa. Jedna, druga, trzecia. Przerwa obiadowa. W kolejce do toalety słyszę rozmowę o dostępności żłobków, w kolejce po kawę – o polecanych lekturach feministycznych, przy obiedzie – o sensowności sojuszy między organizacjami. Są słowa, które wracają, powtarzają się, odbijają echem:

– Dasz radę,

– Damy radę,

– Nie wiem,

– Zaraz coś wymyślimy.

W pewnym momencie mam wrażenie, że w Auli Artis brakuje miejsc. Dwa dni po Kongresie organizatorki podały, że przybyło 690 osób. Siedem sal już nie jest istotne – to, co jest istotne, to ogromna różnorodność doświadczeń opowiedzianych, usłyszanych i dostrzeżonych podczas tych wszystkich rozmów. Ponieważ chodzi też o widzialność, o społeczną świadomość istnienia kobiet w nauce, w sztuce, w polityce, w biznesie, ale również o zbiorową pamięć działań i osiągnięć kobiet, w historii zbyt rzadko (lub wcale nie) opisywaną. A także o zbiorową pamięć i świadomość trudnych doświadczeń kobiet – przemocy, krzywd, poświęceń, wykluczeń, dyskryminacji.

Po wszystkim oglądam w domu wideorelacje z paneli, na których nie mogłam być. Dużo tego. Żal, że nie można się rozdwoić, roztroić. Nie można mieć wszystkiego.