Archiwum
21.12.2016

Czego boją się poznaniacy

Lucyna Marzec
Podskórny Poznań

Centrum Amarant tego roku w nieoczywistym geście sąsiedzkiej gościnności zaprosiło do Poznania kolektywy artystyczne z Niemiec, by weszły w ramach Projekt Residents w krwiobieg miasta i zapoznały się z mieszkańcami, a jednocześnie pozwoliły mieszkańcom rozpoznać siebie, zapoznać się ze sobą na nowo.

Zewnętrzna perspektywa gościa-rezydenta pozwala zadawać pytania nieoczywiste: Poznaniu, czego potrzebujesz? z czym zalegasz? czego się boisz? – takie, które pozwalają dotknąć, a może i naruszyć newralgiczne punkty życia w „mieście średnim / w sensie wielkości średniej”. Poznań zdecydowanie można opisać przez dosłownie i metaforycznie rozumiane długi (kredyty na M3 i zakupy w nowo wybudowanym centrum handlowym; ale i łapówki, niewywiązane obowiązki i zalegające „należności”), niedokończone projekty (modernizacyjne i postmodernizacyjne: „Pustostany w ręce wyobraźni”), iluzoryczne wyobrażenia na własny temat (których szczytem jest hasło powiewające z pewnej kamienicy przy Gwarnej: „Polska królestwem XXI wieku”).

Centrum Amarant, jeżycki kwiat paproci i święty Graal kulturalny, jest hybrydą sztuki amatorskiej, kultury niezależnej i lokalnego aktywizmu. Sąsiedzki radykalnie, po derridiańsku, skromny, a przenikliwy, życzliwy, z dystansem wobec siebie; wspiera lokalsów, bo daje poczucie, że ważniejsze są stałe, optymalne dawki kultury na poziomie przeciętnych możliwości percepcyjnych oraz standardowej, a stabilnej porcji animacyjnej energii niż intensywne, przeciążające budżet, zniechęcające (a w Poznaniu konfliktogenne, bo odbierane jako najazd obcych sił) festiwale (zob. numer „Czasu Kultury” o zjawisku festiwalizacji).

21 i 22 grudnia projekt Residents/Mieszkańcy finiszuje ze spektaklem tanecznym o lękach poznaniaków, który przygotowuje zespół ochotniczek i ochotników, „zwykłych mieszkańców” i nieprofesjonalistów, razem z choreografką Liną Gomez i tancerką Julek Kreutzer. Trzeba to zobaczyć.

 

Jak to się stało, że realizujecie w Amarancie projekt choreograficzny?

Lina Gomez: Na dwa tygodnie przed zamknięciem rekrutacji znajoma przesłała mi open call. Od razu zadzwoniłam do Julek, pytając, jakie ma plany na grudzień, bo w Poznaniu dzieją się ciekawe rzeczy związane z tematami, które mnie zajmują, a Julek na to, że akurat będzie w Poznaniu jako tancerka w solo projekcie Ani Nowak dla Starego Browaru. Przedyskutowałyśmy konceptualnie sprawę i złożyłyśmy wniosek. A potem zostałyśmy zaproszone przez Amarant na rezydencję.

Współpracowałyście już wcześniej?

Julek Kreuzer: Tak. Od dwóch lat tańczę w spektaklach Liny.

Co zainteresowało Was w projekcie, którego głównym tematem są strach albo lęki w średniej wielkości mieście za granicą Niemiec?

L.G.: Strach wydaje się czymś oczywistym, łatwym do zdefiniowania. Ale gdy zaczniemy się nad nim bliżej zastanawiać, okazuje się, że wcale tak nie jest, iż strach jest czymś niewidzialnym i trudno uchwytnym. Zastanawiając się nad strachem, chciałam jakoś go zwizualizować, unaocznić. Strach stanowi jedno z narzędzi manipulacji, dlatego ważne jest nie tylko to, czym jest, ale też to, jak na strach odpowiadać. Byłam ciekawa, jak strach lokuje się w ciele, jak ciało przekształca.

Czym różni się dla Was strach (fear) od lęku (anxiety)?

J.K.: W niemieckojęzycznym open call użyte zostały słowa die Furchtdie Angst, dlatego też zaczęłam intensywnie zastanawiać się nad różnicami. Strach to dla mnie coś nagłego, wymagającego szybkiej reakcji. Lęk to uczucie, które wsącza się w twoje życie. Przyjeżdżając do Poznania, wiedziałam, że będziemy zajmować się granicami, które tak drastycznie kurczą się wokół nas w ostatnich latach, a związane są z lękiem i strachem. Moją reakcją na społeczne lęki jest gniew: widzę zalęknionych, wystraszonych ludzi i wściekam się, że sobie nie pomagamy. Lęk sam w sobie jest związany z decyzją, aby przestać działać, wycofać się, ukryć. Bywa silniejszy niż strach.

Dla mnie niepokój jest stanem wewnętrznym, który może być irracjonalny, to znaczy nie mieć żadnego związku z rzeczywistością. Strach jest za to reakcyjny, fizyczny, a przez to cielesny.

J.K.: Sandra Nudst, moja nauczycielka i dramaturżka, zapoznała mnie z terminem powolnej przemocy, która jest niewidoczna, bo wcielona w struktury administracyjne, i odkąd jestem w Poznaniu, zastanawiam się intensywnie nad tym, jak bardzo związana jest ze strachem/lękiem.

Ludzie mają powody, by obawiać się wezwań do urzędów… Działanie urzędów polega na uniewidocznianiu relacji wiedzy/władzy. W jaki sposób docieracie do obaw, strachów i lęków poznaniaków? Mam wrażenie, że podejmujecie się do karkołomnego zadania: pytanie o intymne sprawy w obcym języku nieznajomych ludzi…

L.G.: Kiedy przyjechałyśmy do Poznania, odprowadziłam Julek do Starego Browaru i poszłam na spacer. Postanowiłam zagadać przypadkowych przechodniów – pierwszą grupką okazali się Rosjanie. Potem podeszłam do nastolatków, którzy mówili po angielsku i byli bardzo otwarci. Wypróbowałam z nimi ankietę z listą pytań, które wcześniej przygotowałyśmy. Forma ankiety wydaje się nieco sztywna, ale zaintrygowała moich rozmówców… Rozmowa była więc możliwa. A potem miałam wolontariusza-tłumacza, z którym wspólnie pracowałam: był dobrze przygotowany, bo najpierw sam przeszedł przez ankietę. Jednym z ważniejszych dla nas spotkań była rozmowa z kwiaciarką z Rynku Jeżyckiego. Najpierw opierała się przed rozmową, ale w końcu otworzyła się i wspominała wojnę, którą przeżyła jako dziewczynka. Uświadomiłam sobie wtedy, jak niebezpiecznej pracy się podjęłam: przywoływanie bolesnych wspomnień może być bardzo ciężkie.

Czego boją się poznaniacy?

L.G.: Rosjan. Nudy. Samotności. Mężczyzn w sportowych ubraniach (kiboli)…

J.K.: Surowego osądzenia za odstępstwa od normy…

L.G.: Rozmawiałam z ponad dwudziestoma osobami. Często pojawiała się kwestia obcych, nieznajomych, ale zaraz potem: nauczycieli, rządu…

Boimy się autorytetów?

L.G.: Rozmawiałam z seniorami z Centrum Amarant i była to nietypowa sytuacji wywiadu grupowego. Gdy zaczęli opowiadać o obawach politycznych, bardzo szybko okazało się, że seniorzy są podzieleni na dwa obozy polityczne i ideowe. Pokłócili się, tłumaczka nie nadążała z przekładem…

Czy to znaczy, że rozmowa o strachu i lęku odkrywa w nas takie pokłady ukrywanych emocji i myśli, że może doprowadzić do kłopotów, a nawet agresji?

L.G.: Tak, ale wynika to z tego, że nie rozmawiamy o strachu i lęku. To stany, o których rzadko się opowiada, za rzadko. Być może właśnie milczenie powoduje, że tak trudno nam się ich pozbyć – nawet gdy nie są to kwestie intymne…

Strach i lęk są ukryte za pokładami wstydu…

J.K.: Tak, bo odkrycie swoich obaw sprawia, że jesteśmy bezbronni. Ale tylko rozmowa o obawach i lękach jest w stanie je oswoić i przekształcić w inne uczucia.

L.G.: Dlatego też bardzo zależało mi na tym, by rozmawiać o obawach, by przeprowadzić wywiady, które jednak nie mają wiele wspólnego z pracą terapeutyczną. Są tylko rozmowami.

Czy same siebie też zapytałyście o obawy i lęki? Czego się boicie?

L.G.: Mój syn, który ma 5 lat, przechodzi okres radzenia sobie z różnymi lękami: przed ciemnością. wiedźmami i innymi. Bardzo mnie uderzyło, kiedy po raz pierwszy zapytał wprost: a czego ty się boisz? Uświadomiłam sobie, że niczego nie boję się tak bardzo jak wojny. Ale nie mogłam mu oczywiście tego powiedzieć. Oprócz wojny boję się niesprawiedliwości. Wojny i niesprawiedliwości.

J.K.: Jak wielu ludzi, boję się ciemnych i zamkniętych przestrzeni. Politycznie obawiam się, że jestem bezradna wobec zła, które wydarza się na naszych oczach na świecie. A jednocześnie jestem wściekła.

L.G.: Mój strach przed wojną wiąże się z niepewnością, czy będę w stanie ochronić swoich najbliższych i siebie przed przemocą, czy będę w stanie zawalczyć o siebie i innych. Boję się bezsilności.

J.K.: Bezradność to najgorszy z możliwych stanów, w tej chwili przeżywamy go globalnie.

Ja za to obawiam się skrajnych nacjonalizmów i agresji konserwatywnych sił. Jak zatańczycie strach i lęk?

To jedno z pytań, które zadałyśmy naszym rozmówcom. Zbieramy ich wizje i zestawiamy ze swoimi pomysłami, aby wytworzyć coś wspólnie. Dopiero praca nad projektem uświadomiła mi, że wyrażenie strachu/lęku jest niezwykle trudne. Byłaś dziś na próbie…

Zobaczyłam unieruchomione, zamknięte ciała, które boją się odwrócić w stronę otwartej przestrzeni, zaklinowane w swoich lękach i pozbawione siły, by otworzyć się na świat…. I widziałam ciała, które bieganiem w kółko i pedantycznym obchodzeniem granic ściany/podłogi zasklepiają się w swoich mantrycznych powtórzeniach. Zobaczyłam samotność, obojętność, ograniczoną interakcję, która ujawniła pokłady agresji.

L.G.: To były ważne ćwiczenia improwizacyjne… Ale jako choreografkę interesuje mnie nie tyle reprezentacja ruchowa strachu, ile atmosfera i jakość ruchu oraz emocjonalna więź pomiędzy tancerzami i publicznością. Pracuję na procesie, dlatego efekt warsztatów nie jest przewidywalny. Spektakl będzie wyglądał inaczej.

J.K.: Dla mnie zatańczenie strachu będzie związane z paraliżem, ogromnym wewnętrznym napięciem, które sprawia, że pory nie mogą oddychać, jestem zablokowana… Będzie nie tyle ruchem, ile siłą i wiązać się będzie z ciemnością…

L.G.: Opisywałaś właśnie jakości, a ja od razu wyobraziłam sobie ruchy! Ale opis samych ruchów nie jest do końca wysławialny.